wtorek, 30 kwietniaKrajowy Przegląd Samorządowy
Shadow

Czas zakręcania kurków

Rozmowa z MAGDALENĄ MAJ, kierowniczką zespołu klimatu i energii w Polskim Instytucie Ekonomicznym

Co jest dzisiaj największą barierą w uniezależnianiu się Unii Europejskiej od rosyjskich surowców energetycznych? Na ile jest to kwestia woli politycznej, a na ile faktycznej niemożności i braku alternatywy?

– Jedna czwarta zużywanego w Unii gazu jest przeznaczana na produkcję energii elektrycznej. To oznacza, że gdybyśmy odcięli dostawy z Rosji, a więc prawie połowę całego importu surowca, to okazałoby się, że jest problem z wyprodukowaniem wystarczającej ilości energii elektrycznej. O ile Polska nie importuje z Rosji węgla do produkcji energii elektrycznej, o tyle Unia w tym celu trochę go sprowadza. Może więc być problem z ograniczeniem przez UE importu obydwu tych surowców jednocześnie.

U nas większym problemem jest natomiast ciepłownictwo i ogrzewnictwo oparte właśnie na węglu, a wydaje mi się, że Polska nie jest w stanie szybko zwiększyć wydobycia węgla kamiennego, który mógłby służyć do ogrzewania mieszkań. W większym stopniu na węglu możemy oprzeć natomiast czasowo swoją produkcję energii elektrycznej. Już w zeszłym roku, kiedy znacząco wzrosły ceny gazu, w Polsce zwiększyła się produkcja prądu z węgla i staliśmy się jej eksporterem netto pierwszy raz od lat. Jednak jest to sytuacja przejściowa, stały trend jest taki, że energia elektryczna z węgla jest nieopłacalna.

Czy Europa ma infrastrukturę, dzięki której można by zmienić kierunki dostaw?

– Mamy w całej Unii duże możliwości przyjęcia LNG, nawet dwa razy większe niż wykorzystujemy. Ale nie mamy dobrych połączeń między krajami. Największe możliwości ma Półwysep Iberyjski, przede wszystkim Hiszpania, ale nie ma dobrych połączeń z Francją, żeby surowiec przesłać dalej. Były plany połączenia MidCat, ale ostatecznie upadły, decyzją władz francuskich. Słabo połączona z sąsiednimi krajami jest też Finlandia, importująca większość gazu z Rosji.

Magdalena Maj

Czy to znaczy, że nie ma szans na szybkie odcięcie się Europy od importu ze Wschodu?

– Technicznie i analitycznie patrząc na sprawę jest to możliwe, co nie oznacza, że nie będzie w związku z tym trudności. Tak wynika z analiz, które przeprowadziliśmy w PIE. To, czy zrezygnujemy z rosyjskich surowców czy nie, jest więc raczej kwestią woli politycznej, ale zależy też od efektów negocjacji z potencjalnymi partnerami, od których dostawy miałyby zaspokoić potrzeby europejskich odbiorców. Najtrudniejsze jest to w przypadku ropy.

Z jednego z waszych raportów wynika, że Unia może też mieć problemy z zaopatrzeniem w paliwa…

– Dałoby się to zrobić, choć trzeba liczyć się z trudnościami. I Polska, i Unia importują bardzo dużo diesla. Europejskie rafinerie nastawione są na wytwarzanie benzyny silnikowej, natomiast Rosja produkuje więcej oleju napędowego oraz olejów silnikowych niż sama potrzebuje. Do Polski importujemy też dużo LPG z Rosji, bo to oprócz produktu rafinacji ropy także produkt powstający w wyniku naturalnych procesów w złożach gazu ziemnego i ropy naftowej.

Będzie problem, bo trudno nam będzie się bardzo szybko przestawić na inne kierunki w przypadku paliw. Diesel importujemy drogą morską, natomiast LPG cysternami, głównie koleją, i niełatwo będzie się przeorientować na dostawy np. ze Stanów Zjednoczonych czy krajów Bliskiego Wschodu. Polska ma za to duże możliwości zwiększenia odbioru w Naftoporcie ropy dostarczanej drogą morską. Otwarta zostaje kwestia, skąd miałby pochodzić surowiec.

Nie tylko my chcemy się odcinać od rosyjskich dostaw. Pamiętamy o doświadczeniach z kryzysu paliwowego, gdy zamówienia z Azji zdominowały przez długi czas rynek LNG. Teraz wiele krajów ustawi się w kolejce do dostawców z Zatoki Perskiej, czy nie grozi nam, że surowca dla nas zabraknie?

– Nawet jeśli Europa przestanie kupować rosyjską ropę, to ona przecież nie zniknie z globalnego rynku. Mogą po nią sięgnąć kraje azjatyckie. Indie już to robią. Nie będzie to zatem skutkować tym, czego byśmy chcieli, czyli całkowitym pozbawieniem Rosji wpływów z eksportu surowców obecnie kierowanych do Unii Europejskiej. Szacowaliśmy, że nawet niemal połowę unijnego importu ropy Rosja może przekierować na inne rynki, głównie do Chin i Indii. W przypadku gazu Chiny mogą odebrać około jednej trzeciej tego, co Unia importowała z Rosji.

Czyli surowca nie powinno zabraknąć?

– Gdyby chodziło o sytuację kryzysową w perspektywie krótkoterminowej, to rezerwy zgromadzone przez kraje członkowskie Międzynarodowej Agencji Energetycznej mogłyby wystarczyć Europie na ponad rok. Na pewno udałoby się jeszcze jednocześnie ograniczać zużycie i zastępować dotychczas wykorzystywane surowce innymi źródłami energii. Metod ograniczania wykorzystania surowców z Rosji jest wiele: oczywiście postawienie na odnawialne źródła energii, pompy ciepła, które mogą zastępować rosyjski węgiel, promowanie komunikacji zbiorowej, termomodernizacja budynków, minimalne zmniejszenie ogrzewania, co jesteśmy w stanie w Polsce zrobić systemowo…

Odcięcie od obecnych, rosyjskich źródeł zaopatrzenia w surowce energetyczne będzie oznaczać konieczność poniesienia dodatkowych kosztów. Czy to może oznaczać pogorszenie konkurencyjności naszej gospodarki? Szczególnie gdyby znów okazało się, że europejska solidarność energetyczna nie jest do końca solidarna i np. firmy w Niemczech mają dostęp do tańszej ropy czy gazu?

– Oczywiście embargo na rosyjskie surowce miałoby większy sens, gdyby objęło całą Unię, bo inaczej kraje, które do niego nie przystąpią będą w korzystniejszej sytuacji i może się zdarzyć, że od nich będziemy i tak kupować surowiec pochodzący z Rosji. Tak mogłoby być w przypadku węgla, ale już UE zapowiedziała wprowadzenie embarga na węgiel z Rosji. Taka sytuacja oczywiście oznaczałaby, że nasze firmy byłyby mniej konkurencyjne.

Jeśli spojrzymy na aktualne ceny, to rosyjska ropa jest mniej więcej o jedną trzecią tańsza od gatunku Brent. Jest więc oczywiste, że koszty przerobu, a później cena paliwa i wszystko co dalej wynika z tego łańcucha produkcyjnego promowałoby kraj, który nie włączył się w embargo.

W przypadku gazu rynek działa trochę inaczej i można mówić o wpływie na całą unijną gospodarkę, która może stać się mniej konkurencyjna w stosunku do innych regionów świata. To może dać powody do zastanawiania się nad jakimiś metodami ochronnymi dla przemysłu, np. dotyczącymi funkcjonowania ETS, czyli systemu handlu emisjami. Nie mam na myśli rezygnacji z celów klimatycznych, bo one są zbieżne z odchodzeniem od rosyjskich surowców. Chodzi raczej o przejściowe zastosowanie rozwiązań łagodzących skutki wysokich cen surowców.

Konsumenci już odczuwają wzrost cen energii i paliw…

– Odcięcie od rosyjskich surowców najbardziej uderzy w nas od strony rynku paliw, czyli kosztów transportu, a także ogrzewania mieszkań wyposażonych w indywidualne instalacje grzewcze. Samo nieznaczne zmniejszenie temperatury nie musi być mocno odczuwalne dla komfortu. Konieczne będzie jednak szukanie alternatywnych rozwiązań, ale i wdrożenie działań osłonowych. Niestety, odczujemy też zwiększone koszty działania przemysłu, które odbiją się na cenach produktów, szczególnie wytwarzanych przez przemysł wysoce energochłonny: chemiczny czy metalurgiczny.

Czeka nas na pewno okres zakręcania kurków i oszczędzania, co zresztą będzie też z korzyścią dla ochrony klimatu. Teraz będziemy mieć do tego dodatkową, mocną motywację.

Rozmawiał Grzegorz Kowalczyk