Rozmowa z Janem Żukowskim, wójtem gminy Żórawina
– Ten rok nie był łatwy dla polskich samorządów. Dla waszej społeczności także nie był to najłatwiejszy okres…
– Rzeczywiście, rok 2013 szczęśliwie dobiega końca, a był to okres niezwykle trudny dla wszystkich samorządów w kraju. Dodatkowo życia nie ułatwiła nam dokuczliwa wiosenna powódź, która dotknęła naszą gminę. Rok był niełatwy także dlatego, że przydługa zima zwiększyła koszty borykania się z jej skutkami, a wiosna była krótka i deszczowa. Wszystko to odbiło się negatywnie na produkcji rolnej i nasi rolnicy ponieśli ogromne straty z powodu obniżek cen.
– Z tego powodu ucierpiał także budżet gminy Żórawina.
– Oczywiście! Walka z wodą zawsze niemało kosztuje, a niestety mamy uszkodzone dwa mosty i drogę w Suchym Dworze. Szybko musieliśmy przystąpić do melioracji, odbudowy drenów, rowów i zbiorników retencyjnych niezbędnych dla bezpieczeństwa przeciwpowodziowego. Nie wolno także zapominać o referendum w sprawie odwołania wójta, które było niełatwe i stresujące dla mnie, moich współpracowników, radnych i wielu mieszkańców. Wniosek referendalny – w moim odczuciu – był bardzo krzywdzący, ponieważ potępiał moją, a w zasadzie naszą pracę w czambuł. Wynikało z niego, że wszystko, co zrobiliśmy dla naszej społeczności, było niedostateczne, a czasami wręcz złe.
– Ludzie nie kupili tej fałszywej i niesprawiedliwej demagogii.
– Na szczęście nie! Referendum się nie udało. Nie było ważne, ponieważ przystąpiło do niego jedynie 16 procent uprawnionych wyborców. Nie ukrywam, że jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Z mojego okręgu wyborczego do urn poszło tylko 4 procent wyborców i mam satysfakcję, że – choć nie wszystko jest idealne – ludzie nie zapomnieli o sukcesach samorządu, o tym, że gmina w ostatnich latach nieźle się rozwijała. Cieszę się, że moją pracę docenili. Jestem naszej społeczności bardzo wdzięczny za tę referendalną ocenę i za ich szacunek do mnie. Jestem wdzięczny ludziom za to, że nie uwierzyli argumentom zmierzającym do odwołania mnie ze stanowiska wójta i że nie uwierzyli w oszczerstwa na mój temat.
– Nie tak dawno gościliście przedstawicieli Unii Europejskiej.
– Byli to Olivier Schulz i Olivier Bauma, audytorzy Dyrekcji Generalnej ds. Rolnictwa i Rozwoju Wsi Komisji Europejskiej, którzy w asyście przedstawicieli Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa oraz Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego kontrolowali prace konserwatorskie przy barokowej bramie w zespole pałacowo-folwarcznym w Galowicach, realizowanego w ramach „Odnowy i rozwoju wsi”.
– Jak wypadła kontrola?
– Bardzo dobrze, bowiem orzeczono, że środki unijne wydawane są celowo i zgodnie z prawem, ale przyznam, że tę kontrolę bardziej przeżyłem niż referendum. Komisarz unijny po kontroli orzekł, że po raz pierwszy nie znalazł nawet najmniejszego błędu – i tego nam gratulował. A co do środków zewnętrznych, to korzystaliśmy z nich pełną garścią. Dzięki temu powstała nowa oczyszczalnia ścieków, wybudowaliśmy trochę dróg, odnawialiśmy zabytki sakralne i wspieraliśmy Muzeum Powozów w Galowicach.
– A przyszłoroczny budżet?
– Robiliśmy wszystko, aby zadłużenie gminy nie przekroczyło 30 procent. Przecież niedługo nowy okres programowania unijnego 2014-2020, a żeby wykorzystywać fundusze z UE, trzeba mieć środki własne lub możliwości kredytowe.
– Warto sięgać po środki zewnętrzne i korzystać z unijnych szans.
– Oczywiście, że warto, a te zewnętrzne pieniądze to środki finansowe najlepsze. Trzeba po nie sięgać, aby wzbogacać infrastrukturę gminy – po to, by mieszkańcom żyło się lepiej.
Rozmawiał Sławomir Grymin