Rozmowa z wójtem gminy Złotoryja JANEM TYMCZYSZYNEM
– Jakim był rok 2024 dla samorządu gminy Złotoryja?
– Był to rok niemałych wyzwań. Dysponowaliśmy dość wysokim budżetem wynoszącym ok. 52 mln zł, a to dzięki dofinansowaniom inwestycji z Polskiego Ładu. Dlatego nasz budżet urósł dość poważnie, co spowodowało sporo realizowanych zadań, przetargów i musieliśmy sprostać niezłej gimnastyce logistyczno-finansowej. Urząd Gminy Złotoryja nie rozrasta się pod względem kadrowym, zatem wszyscy mieliśmy sporo roboty, by dać sobie radę z tymi obciążeniami. A przecież cały czas realizujemy duże infrastrukturalne przedsięwzięcie – wymianę w Wilkowie Osiedlu wodociągu i sieci burzowej wraz z odtworzeniem nawierzchni, chodników i dróg. To inwestycja za 11 mln zł i choć nasza gmina jest całkowicie skanalizowana i zwodociągowana, to w trzech miejscowościach trzeba było wymienić wodociągi.
– Nie wszystko można przewidzieć…
– …i odczuliśmy to na własnej skórze, gdy pękła magistrala wodna miasta Złotoryi w drodze Złotoryja – Jelenia Góra, która od dwóch lat jest przekazana przez urząd marszałkowski naszej gminie. Powstało osuwisko i musieliśmy stanąć dosłownie na głowie, by odtworzyć uszkodzoną infrastrukturę. Zrobiliśmy to w dwa tygodnie, przywracając wszystko do stanu pierwotnego, co pokazało, iż w naszej gminie potrafimy pracować i reagować na wyzwania – że jesteśmy przygotowani na zdarzenia losowe i potrafimy szybko działać.
– A ostatnia powódź?
– Powiat złotoryjski, w tym gminę Złotoryja, objęto stanem klęski żywiołowej. Oceniam bez fałszywej skromności, że wszyscy – władze naszej gminy i jej pracownicy, a także sztab kryzysowy, służby mundurowe, czyli druhowie z OSP – stanęli na wysokości zadania, walcząc z wodą i pomagając mieszkańcom w tych trudnych chwilach. Niestety, natura bywa bezlitosna, nie byliśmy w stanie uratować wszystkich domostw, lecz zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, by straty były jak najmniejsze i – moim zdaniem – to się nam udało. Następnego dnia po powodzi dzieci poszły do szkoły, był prąd i oświetlenie oraz działała kanalizacja.
– Jaka jest pana współpraca z radnymi?
– Szanuję zdanie każdego radnego i nie jestem despotą forsującym bezmyślnie swoje racje. Wszystko oparte jest na dialogu i merytoryce – trzeba rozmawiać i przekonywać do swoich racji. Gramy w jednej drużynie, wszystkich nas wybrali mieszkańcy, na rzecz których pracujemy, i powinniśmy grać dobrze, nie fałszując, bez politykierstwa i forsowania partykularnych interesów. Chcemy jak najlepiej rozwijać naszą gminę.
Rozmawiał Sławomir Grymin
JAN TYMCZYSZYN (lat 57), żona Maria jest rolniczką, dwoje dzieci i wnuk. Nie należy do żadnej partii politycznej. Wykształcenie wyższe (Akademia Rolnicza we Wrocławiu), doktorat z nauk biologicznych na wrocławskim Uniwersytecie Przyrodniczym (hodowla i rozród zwierząt). Z zamiłowania jest hodowcą zwierząt, ma stado i pasiekę. Po studiach rozpoczął pracę w Państwowym Ośrodku Hodowli Zarodowej, później spółka Hodowla Zarodowa Zwierząt w Lubiatowie, która przekształciła się w spółkę pracowniczą – Jan Tymczyszyn to główny hodowca, zastępca dyrektora, wreszcie dyrektor i prezes. Był organizatorem wystaw hodowlanych w Piotrowicach i wieloletnim prezesem dolnośląskiego Związku Hodowców Bydła. W samorządzie zaczął działać od roku 1998, gdy został radnym gminy Złotoryja, którym był przez kilka kadencji, następnie zastępcą przewodniczącego rady i jej przewodniczącym. W roku 2018 wybrano go na wójta gminy Złotoryja, którym jest do dzisiaj. Ceni pracowitość, uczciwość i kompetencje. Nie znosi krętactwa i obłudy. Chciałby zawsze pomagać ludziom, lecz bywa, że jest to niemożliwe – i to go irytuje. Człowiek skromny i uprzejmy. Stara się działać i żyć tak, by nie musiał się za to wstydzić. Jest solidnym człowiekiem – gdzie by się nie znalazł i jaką pracę by nie wykonywał, to będzie to robił lepiej niż dobrze. Stara dobra szkoła – nie lubi fuszerki. Ostatnie wybory samorządowe na wójta gminy Złotoryja wygrał w pierwszej turze z poparciem 76,14 proc. (jest to jeden z lepszych wyników na Dolnym Śląsku).