Rozmowa z Radosławem Ratajszczakiem, prezesem ZOO Wrocław Sp. z o.o.
– Spotykamy się po przerwie, więc warto porozmawiać o tym, co przez czas naszego niewidzenia działo się we wrocławskim ogrodzie. W tym czasie przyszła wiosna…
– Zoo to żywy organizm, podobnie jak jego mieszkańcy. I, jak oni, wciąż się zmienia… A wiosna to przecież taki czas, gdy wszystko zaczyna odżywać, a do tego ruszają prace remontowo-inwestycyjne.
– Zacznijmy od zwierząt!
– Myślę, że tej wiosny bardzo się cieszy Święty Mikołaj, bo w ciągu trzech dni z czterech różnych matek urodziły się u nas cztery renifery, a teraz jeszcze czekamy na piątego. Będzie miał kto te mikołajowe sanie ciągnąć, gdy przyjdzie pora! Małe są śliczne, wyglądają jak pluszowe zabawki i naprawdę warto je zobaczyć. To bardzo interesujące maluchy, wstawać próbują już w pół godziny po urodzeniu, a po dwóch godzinach mocno stoją na nogach. Po tygodniu biegają już za mamami i warto je teraz zobaczyć. Stworzyły coś w rodzaju reniferowego przedszkola – wszystkie cztery maluchy trzymają się razem.
– To tak, jak zwierzęta stepów afrykańskich – malutkie cielaki gnu czy impali też od razu uczą się chodzić, bo często trzeba uciekać. Dla małych reniferów zagrożeniem są wilki, dla cielaczków w Afryce – lwy, hieny czy gepardy.
– Warto dodać, że nasze renifery są jedynymi reniferami w polskich ogrodach zoologicznych, bo to gatunek wcale niełatwy w hodowli. To „specjalista pokarmowy” – wszelkie zmiany pokarmu znosi bardzo źle, dlatego trzeba ogromnie z nim uważać. Ale u nas od kilku ładnych lat ta hodowla się udaje i nasze renifery mieszkają już na przykład we Włoszech.
– Co one jedzą – dewolaje i pasztet z trufli?
– Jeszcze trudniej, jak na nasze warunki! Ich menu jest niezwykle ubogie – mchy i porosty, czyli bardzo mało białka i dużo włóknika. Dla człowieczego żołądka taka dieta byłaby czymś strasznym! Poza reniferami urodziły się też u nas lemury katta. W ciągu dwóch dni – pięć! Dwie mamy mają bliźniaki, jedna – jedynaka. Szło to bardzo szybko – jednego dnia urodziły się trzy, a następnego już mieliśmy pięć małych lemurów.
– To wyjątkowo miłe zwierzątka…
– Tak, maluchy już teraz zaczynają badać swoje otoczenie i to jest nieprawdopodobny widok! Pięć miniatur dorosłych lemurów bujających po drzewach to widok fantastyczny! Mamy w ogóle rok lemurzy, bo odchowały się również dwa lemury wari, mieszkają w pawilonie Madagaskaru, a kilka dni temu urodził się lemur alaotrański, już u nas trzeci. To najbardziej zagrożony gatunek lemura, więc radość jest tym większa! W sumie po naszych wybiegach szaleje sporo małych lemurząt i naprawdę warto je odwiedzić! Zaczęły się też z wiosną lęgi u ptaków: w pawilonie Madagaskaru gnieżdżą się nam papugi nierozłączki siwogłowe, jedno pisklę już mają, dwa jaja przed wykluciem czekają na swój czas. Po raz pierwszy siedzą na jajkach kukabury…
– …czyli ogromne zimorodki australijskie.
– Ten gatunek nigdy w Polsce się nie rozmnażał, ale mam nadzieje, że u nas niedługo pojawią się pisklęta. Zaczęły też inkubować gęsi na stawach. Codziennie coś się dzieje, naprawdę przyszła wiosna. Wiele zwierząt zadebiutowało z wiosną na wybiegach – nasze nosorożce indyjskie są już razem, świetnie się dogadują, choć na początku troszkę na siebie buczały. Chciały pokazać, kto tu jest silniejszy, ale teraz stoją przy bramkach i czekają, aż je połączymy. Najwyraźniej się zaprzyjaźniły.
– Mówił pan, że przyjdzie trochę nowych zwierząt…
– Tak, już w tej chwili jest w kwarantannie gibon czapnik. To rzadki gatunek gibona, ze wschodu Tajlandii i Kampuczy.
– Czapnik – bo małpa ma na głowie czarną czapeczkę z sierści – to specjalista od akrobacji!
– U nas te gibony zamieszkają razem z nosorożcami, oczywiście na górnych piętrach – czyli na drzewach. Tak jest w naturze: nosorożce na parterze, gibony na piętrze. Chociaż podejrzewamy, że z czasem gibony opanują sztukę jeżdżenia na nosorożcach. Trochę to potrwa, muszą się przyzwyczaić do siebie, ale na pewno to sąsiedztwo tak się skończy. To będzie bardzo ciekawa ekspozycja! Wszystkie zwierzęta są już na wybiegach, tylko bantengi zmieniły miejsce zamieszkania, bo tam budujemy obiekt dla okapi.
– Kiedy się doczekamy tych niezwykłych zwierząt?
– Okapi przyjadą we wrześniu – są już wybrane dwa osobniki: jeden z Frankfurtu, drugi z Antwerpii. Jeden nazywa się Maiko, drugie imię uciekło mi niestety z pamięci.
– Też pewnie jest dosyć egzotyczne…
– Zoo zmienia wiosną oblicze także dlatego, że udało nam się troszkę wyremontować nasze alejki. A nasza sztandarowa budowa, czyli afrykarium, zaczyna być pokrywana dachem. To duża sprawa – mamy wiechę! Przyjechały już największe elementy dachu, podłużne belki, długości 41,5 metra, wyprodukowano je w Austrii, przyjechały do nas w całości, więc proszę sobie wyobrazić, jakie to było logistyczne wyzwanie na terenie zoo! Ale udało się, zaczyna je być widać na dachu i za miesiąc wszystkie belki główne znajdą się na swoim miejscu. Od 13 maja trwa wklejanie szyb – japońska ekipa pracuje w miejscu, gdzie są ramy trzech różnych obiektów – basenu Morza Czerwonego, basenu uchatek i pingwinów i tzw. małe akwaria. Przyjechała też z Japonii pierwsza część tunelu akrylowego. Trwają równocześnie prace nad elektryką, izolacją, wentylacją, orurowaniem… Budowa rośnie w oczach! Terminy są – odpukać! – dotrzymywane.
– Czyli 2015 jako data ukończenia nie jest zagrożona?
– Nie! Jeszcze realna jest końcówka 2014! Ale wiele niespodzianek może się zdarzyć, bo obiekt jest technologicznie skrajnie trudny. Wymienialiśmy już kilka z firm, które są na naszej budowie.
– Dziś piątek, w ogrodzie tłumy! Bo naprawdę warto tu przyjść! Zapraszamy!
Rozmawiał: Sławomir Grymin
Tekst ukazał się w „Gminie Polskiej” nr 1/2013