Nowelizacja ustawy wiatrakowej, a szczególnie zmniejszenie wymaganej odległości farm od zabudowań, może zwiększyć potencjał polskiej energetyki wiatrowej do 2040 roku nawet dwukrotnie. Przychody z podatków od takich instalacji mogą wynieść w każdej z gmin nawet kilka milionów złotych rocznie.
Na turbinach wiatrowych w gminach zyskają również sami mieszkańcy, ponieważ 10 proc. łącznej mocy zainstalowanej będzie możliwe do objęcia przez mieszkańców na zasadzie tzw. wirtualnego prosumenta.
– Wokół energetyki wiatrowej krąży jednak wiele mitów. Konieczna jest edukacja społeczeństwa – podkreśla Anna Kosińska z Res Global Investment.
Projekt zmian w ustawie o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych zakłada zmniejszenie odległości turbin wiatrowych z 700 do 500 m od zabudowań mieszkalnych. Pomoże to odblokować potencjał polskiej energetyki wiatrowej. Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW) ocenia, że dzięki temu zwiększy się on nawet dwukrotnie, do poziomu 41,1 GW, do 2040 roku.
Szansa na większy budżet
– Korzyści z farm wiatrowych to nie tylko korzyści dla inwestora, ale również dla samej gminy. Przede wszystkim jest to znaczący wpływ z podatków od nieruchomości – wskazuje w rozmowie z agencją Newseria Biznes Anna Kosińska, członek zarządu Res Global Investment. – To stały przychód, w związku z czym gmina może sobie bardzo dobrze zaplanować cały proces zarządzania budżetem. Pieniądze mogą zostać przeznaczone na lokalne potrzeby mieszkańców, takie jak np. modernizacja i budowa dróg oraz chodników, wsparcie dla szkół, przedszkoli i seniorów, jak również na rozwój sportu, kultury czy lokalnego transportu.
Konfederacja Lewiatan ocenia, że lądowe farmy wiatrowe już obecnie są źródłem poważnych przychodów wszystkich gmin, na terenie których są zlokalizowane. Wpływ do gminnego budżetu z podatku od nieruchomości wynosi rocznie od 60 do 150 tys. zł od jednej tylko turbiny. Gmina Margonin, na terenie której znajduje się największa w Polsce farma 60 wiatraków, co roku z tego tytułu otrzymuje 6 mln zł. Według Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej gminy, w których powstają elektrownie wiatrowe, otrzymują stałe źródło dochodu na ponad 20 lat.
Organizacje pozarządowe, samorządy i branżowe stowarzyszenia, które zaapelowały w lipcu do premiera Donalda Tuska o przyjęcie nowych regulacji, oceniają, że odblokowanie potencjału wiatru na lądzie – w najlepszym scenariuszu rozwoju – może przynieść od 490 do 935 mln zł dodatkowych wpływów do samorządów do 2030 roku.
Będzie praca
Kolejny plus to nowe miejsca pracy. Obecnie na rynku prowadzone są już specjalistyczne kursy, które zarówno szkolą, jak również przekwalifikowują ludzi do pracy przy turbinach wiatrowych. PSEW szacuje, że w Polsce przy budowie i eksploatacji elektrowni wiatrowych na lądzie jest zatrudnionych bezpośrednio około 10 tys. pracowników. Licząc łącznie z sektorami powiązanymi na rzecz branży, jest ich niemal dwukrotnie więcej.
– Gmina, która posiada farmy wiatrowe, jest również atrakcyjna pod kątem inwestycji, a gdy pojawia się nowy kapitał, tym samym pojawiają się kolejne wpływy do budżetu gminy. Korzyści mogą również czerpać mieszkańcy, którzy wydzierżawią swoją ziemię pod turbiny wiatrowe. Sama część stała turbiny zajmuje stosunkowo niewielką powierzchnię. Do tego dochodzą jeszcze tylko m.in. drogi dojazdowe, zatem właściciel gruntu ma nie tylko stały pasywny przychód, ale również może nadal w dużym stopniu wykorzystać grunt pod uprawę czy wypas zwierząt – tłumaczy Anna Kosińska.
Dodatkową korzyścią jest obowiązek oferowania przez inwestorów 10 proc. mocy do dyspozycji mieszkańców gminy, w której postawią wiatrak.
Większość jest „za”
Z badań CBOS wynika, że zdecydowana większość Polaków (83 proc.) popiera rozwój lądowej energetyki wiatrowej. Farmę wiatrową w okolicy miejsca zamieszkania zaakceptowałoby ponad dwie trzecie badanych (68 proc.), natomiast co piąta osoba sprzeciwiłaby się jej budowie. Przez niespełna dwa lata poziom aprobaty obecności turbin wiatrowych w pobliżu miejsca zamieszkania nieco się zwiększył (o 5 pkt proc.). Lokalizacji farmy wiatrowej w pobliżu swojego miejsca zamieszkania sprzeciwiłoby się 14 proc. spośród osób popierających rozwój lądowej energetyki wiatrowej.
Społeczeństwo jest w dużym stopniu niedoinformowane, a jeżeli czegoś nie wiemy, to boimy się tego zdecydowanie bardziej. Nadal krąży wiele mitów, które są niestety absurdalne. W przypadku turbin wiatrowych mamy całkowicie bezemisyjną technologię.
Przeciwnicy turbin wiatrowych często wskazują, że wiatraki są szkodliwe dla zdrowia, a powodowany przez nie hałas może być uciążliwy dla mieszkańców. Nie ma na to jednak żadnych dowodów. Polska Akademia Nauk w opracowaniu „Elektrownie wiatrowe w środowisku człowieka” z 2022 roku wskazuje, że nie ma jednoznacznych dowodów na to, by hałas, w tym infradźwięki, których źródłem są elektrownie wiatrowe, wywierał negatywny wpływ na zdrowie lub samopoczucie człowieka. Nie ma również zagrożenia dla zdrowia ludzkiego w przypadku oddziaływań elektromagnetycznych i wibracyjnych przy zachowaniu podstawowych środków ostrożności.
– Słyszalność dźwięku wydawanego przez turbinę wiatrową umiejscowioną w minimalnej dopuszczalnej obecnie odległości wynosi poniżej 35 dB. To poziom porównywalny do tykania zegara. Lodówka emituje dźwięki na poziomie ok 45 dB, a zwykła rozmowa to aż 60 dB – podkreśla Anna Kosińska.
Z raportu PAN wynika, że w odległości ok. 85 m od turbiny wiatrowej poziom hałasu wynosi ok. 50 dB, co odpowiada normom dla dopuszczalnych poziomów hałasu na terenach zabudowy mieszkaniowej. W odległości 500 m od elektrowni wiatrowej hałas jest mniejszy niż 40 dB. Taki poziom nie powoduje negatywnych skutków zdrowotnych.
Innym mitem jest szkodliwość turbin wiatrowych dla środowiska, negatywnego oddziaływania na owady czy ptaki.
– Istnieją amerykańskie badania, które mówią o tym, że 59 proc. ptaków ginie, uderzając o szyby budynków, ale tym się ludzie nie martwią. W przypadku turbin to jest tylko ok. 0,01 proc. Niemniej stosuje się dodatkowe zabezpieczenia, systemy odstraszające, jaskrawy kolor łopat itd., które mają zniwelować te wypadki praktycznie do zera – wyjaśnia ekspertka.
(nb)
Fot. D.Quennesson / Pixabay