Rozmowa z burmistrzem Wąsosza Zbigniewem Stuczykiem
– Zarządza pan od lat firmą specyficzną, spektakularną, w której zatrudnionych jest kilkadziesiąt osób, gdzie obraca się niemałymi środkami finansowymi. A ponadto działalność tej instytucji przenosi się na obszar całej gminy, bowiem od pracy samorządu zależy w dużej mierze jakość życia wielu ludzi. Można by śmiało powiedzieć, że to swoiste przedsiębiorstwo wielobranżowe podzielone na odpowiednie referaty.
– Rzeczywiście tak to wygląda, bowiem urząd gminy, gmina to tak naprawdę przedsiębiorstwo. A w naszym urzędzie mamy referat księgowości, referat rolnictwa i gospodarki nieruchomościami, referat budownictwa i inwestycji, referat zajmujący się ochroną środowiska, a poza tym urząd stanu cywilnego i wydział komunikacji. Zazwyczaj wydziały komunikacji znajdują się w starostwach powiatowych, ale Wąsosz jest jedną ze 116 gmin w kraju, w której znajduje się wydział komunikacji. Ponadto mamy także referat obrony cywilnej i bezpieczeństwa przeciwpożarowego oraz ośrodek pomocy społecznej. No i oczywiście są także zastępca burmistrza, sekretarz i sekretariat.
– Dlaczego w Wąsoszu jest wydział komunikacji?
– Wiedzieliśmy dobrze, że mieszkańcy wszystkich gmin mają ogromne problemy z dotarciem do wydziałów komunikacji w starostwach powiatowych. Dotyczy to nie tylko dojazdów do miejscowości, ale również stania w długich kolejkach. Gdy powstały wydziały komunikacji w starostwach powiatowych, mieszkaniec otrzymywał odpowiedni numerek na któryś dzień i przyjeżdżał do tej kolejki. Dzisiaj nasz wydział komunikacji obsługuje gminy Wąsosz i Jemielno, a kolejek w zasadzie nie ma. Owszem, przy zmianie programu CEPiK – Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców – dotknęły nas pewne perturbacje, ponieważ ten program działał nie najlepiej i wtedy kolejki się pojawiły, ale od półtora miesiąca sytuacja jest już opanowana i znowu wszystko działa świetnie. Przecież funkcjonowanie gminy oparte jest na założeniu, aby urząd był bliżej mieszkańców i dlatego też mieszkańcy naszej gminy mają wydział komunikacji na miejscu.
– Czy jest taki referat w waszym urzędzie, który zasługuje na szczególne wyróżnienie?
– To niewątpliwie referat budownictwa i inwestycji oraz referat rolnictwa, gospodarki gruntami i nieruchomościami. Właśnie referat budownictwa i inwestycji w największym stopniu tworzy zewnętrzny wizerunek gminy, ponieważ po realizacji zadań infrastrukturalnych mieszkańcy najlepiej widzą i odczuwają, co się dla nich robi.
– To przecież m.in. drogi, kanalizacja, wodociągi, szkoły i przedszkola…
– …a ten referat mocno związany jest z zamówieniami publicznymi, które prowadzi zastępca burmistrza Grzegorz Kordiak. A w tym roku realizujemy naprawdę sporo inwestycji o niemałej wartości.
– Staracie się w Wąsoszu m.in. o to, aby wasz urząd był blisko mieszkańców, a ci mieszkańcy, petenci, klienci i obywatele przychodzą do waszych referatów ze wszystkimi swoimi ważnymi sprawami. Ale przychodzą także do pana. Czy przyjmuje pan mieszkańców w jakiś określony dzień?
– Takim wyznaczonym dniem przyjęć jest każdy poniedziałek, ale przyjmuję ludzie we wszystkie dni, oczywiście jeśli jestem akurat w urzędzie i gdy nie mam umówionego spotkania. Krótko mówiąc, ja zawsze przyjmę mieszkańca.
– A z jakimi sprawami przychodzą do pana ludzie?
– Niektóre pewnie wywołałyby uśmiech, a inne łzy, ale są to przeróżne sprawy dotyczące choćby relacji sąsiedzkich, np. zaoranej miedzy lub zaoranej drogi, a także kłopotów ze znalezieniem pracy. Osiem, dziesięć lat temu bezrobocie było zdecydowanie wyższe i pamiętam wtedy, że gdy w poniedziałki przyjeżdżałem do pracy, to przed urzędem oczekiwało już na mnie czasami kilkadziesiąt osób. Drugim newralgicznym tematem są mieszkania, a następnym wycinka drzew. Wszystkich ludzkich spraw trzeba wysłuchać i w razie możliwości pomóc. Stosunki międzysąsiedzkie są czasami skomplikowane i trudne. Ludzie się oskarżają, bywało też, iż dowiadywałem się, że jakaś mieszkanka zaszła w ciążę, a jej mama tego nie zaakceptowała i musi się wyprowadzić z domu. Przyznam otwarcie, że czasami czuję się jak spowiednik.
– Czy jakaś sprawa szczególnie utkwiła w pańskim sercu?
– Przyszedł do mnie kiedyś zawsze pogodny i wesoły starszy pan, który poskarżył się na pracowniczkę naszego urzędu. Powiedział m.in., że urzędniczka go ubezwłasnowolniła, kazała mu złożyć trzy podpisy i nadmienił, iż powinienem ją ukarać. A ja mu na to: „Właśnie przed trzema dniami tę panią zwolniłem”.
– Co on na to?
– Zakrzyknął: „Jest pan piorun, a nie burmistrz! Dziękuję! La, la la, la…” – i pobiegł w podskokach (śmiech).
– Czy często ludzie skarżą się na urzędników?
– Czasami tak, ale ostatnio najwięcej skarg wpływa na budżetowy Zakład Gospodarki Komunalnej i muszę przeanalizować, co jest tego powodem. Zdaję sobie sprawę z tego, że ich praca jest wyjątkowo trudna, bo to komin zatkany, a tu kapie z kranu, a do tego w piecu się nie pali i coś zaciekło na ściany – i takich spraw jest chyba najwięcej. Bywały także skargi na pracownika, które skutkowały tym, że urzędnik musiał odejść z urzędu.
– A czy zdarza się, że mieszkańcy przychodzą, aby pochwalić urzędnika za jego pracę?
– To zupełnie sporadyczne przypadki, choć czasami słyszałem od ludzi, że pracownik jest miły i sympatyczny i na przykład, że dotrzymał słowa.
– Pewnie dzieje się tak dlatego, że ludzie wychodzą z założenia, że tak po prostu powinno być i że urzędnicy powinni pracować dobrze.
– Obiegowa opinia głosi, że urzędnicy rozpoczynają dzień od zaparzenia kawy i jakiegoś ciastka. Ale na przykład ja kawy nie piję.
– Stoi przed panem herbatka…
– No właśnie, ale mówiąc poważnie to z tą kawą nie jest prawda. Rozpoczęliśmy naszą rozmowę o siódmej rano i widziałem, jak wszyscy pracownicy naszego urzędu przyszli do pracy punktualnie. My naprawdę jesteśmy dla mieszkańców, bowiem za ich pieniądze tutaj pracujemy i tę robotę powinniśmy szanować, także nie spóźniając się do pracy. Ludzi lekceważyć nie można. Choć czasami bywają sytuacje wyjątkowo trudne, wręcz dramatyczne. Jeden z mieszkańców potrafił przyjść do mnie do gabinetu i położyć się na podłodze. Wymyślił jakąś sprawę i oznajmił, że nie wyjdzie z pokoju, dopóki ten problem nie zostanie załatwiony. A ja cóż, podpisuję jakiś papier, aby tylko sobie poszedł. Zdarzyło się też, że mężczyzna – który miał pretensje do pracowników – wszedł na drzewo przed urzędem i się do niego przykuł. Tego pana z łańcuchem później odwoziłem do domu, chciał usiąść na tylnym siedzeniu, ale się na to nie zgodziłem. Ten pan jest wyjątkowo trudny, ma osiemdziesiąt parę lat, a pierwsze jego niełatwe wizyty w urzędzie rozpoczęły się gdzieś przed dwunastu laty. Czasami przychodzą ludzie i bardzo dziękują za załatwienie sprawy, są i tacy, którzy chcieliby coś ofiarować. Tych proszę, aby tego nie robili. Najlepszą nagrodą dla mnie jest słowo „dziękuję” i uśmiech. To zupełnie wystarczy i buduje.
– Już nieomal połowa roku, a terminu wyborów samorządowych jeszcze nie ma.
– Najprawdopodobniej będzie to 21 października, a druga tura to 4 listopada. Zastanawiałem się nad sposobem prowadzenia kampanii wyborczej, ale chyba najlepszym jest dobra praca całego naszego zespołu. Jednostka znaczy mało, ale razem możemy zrobić naprawdę niemało. Nasza załoga w Wąsoszu pracuje na dobrym poziomie, choć pewnie ideałami nie jesteśmy…
Rozmawiał Sławomir Grymin