Pisanie o książkach w czasach, kiedy czytających coraz mniej, to trudne zadanie. Zachęcanie do mądrej lektury w świecie, który nie grzeszy mądrością, może być nawet ryzykowne. Namawianie do odblokowania pokoleniowej pamięci w epoce, która namawia do odrzucenia przeszłości i wesołego bujania się w teraźniejszości, może być nawet pewną katastrofą towarzyską. A jednak…
Józefa Hennelowa (niegdyś związana z „Tygodnikiem Powszechnym”) pisała kiedyś, w czasach polskiej beznadziei lat osiemdziesiątych, że najważniejsze to próbować. Często nam to nie wychodzi, nie udaje się, ponosimy klęski, ale próbując wiemy, że nie siedzieliśmy bezczynnie. Więcej – czasami udaje się odnieść zwycięstwo. A więc próbować trzeba! Wychodząc z tego założenia, dałem się namówić do napisania kilku zdań o książce Anny Fastnacht-Stupnickiej „Saga wrocławska. 74 opowieści rodzinne”.
O książce tej napisano już sporo, chociaż raczej nie w wysokonakładowych pismach odkrywających kolejne śpiewające, tańczące czy rozwodzące się celebrytki (w tym miejscu małe wyjaśnienie: wbrew obiegowej opinii, słowo „celebryta” nie jest synonimem gwiazdy, autorytetu czy idola). Książka Anny Fastnacht-Stupnickiej to bowiem zapis świata prawdziwego (ten nie zawsze mieści się w medialnym kanonie współczesnego przekazu), chociaż obarczonego pewnym subiektywizmem opowieści bohaterów. A to właśnie bohaterowie „Sagi wrocławskiej” są najważniejszym elementem książki. Losy siedemdziesięciu czterech rodzin, których los rzucił z Kresów, Wielkopolski, Pomorza, Małopolski na Dolny Śląsk, budują niezwykły obraz historii Polski. Tak, wiem, używanie dzisiaj słów: Polska, naród, pamięć, tradycja itp. budzi swoistą odrazę u „nowocześnie myślących” (myślących inaczej), ale jako osoba sporej wiary zachowuję nadzieję, że jednak… Bo – jak wspomniałem już wcześniej – próbować trzeba!
Opowieści Anny Fastnacht-Stupnickiej o Chełmońskich, Grodzickich, Aftanazych, Rzewuskich, Lubienieckich, Speichertach, Zamoyskich, Tańskich, Tarnowskich, Pileckich, Kopciach, Donimirskich, Inglotach, Czartoryskich, Chodkiewiczach i wielu innych napisane są piękną polszczyzną. Czyta się je z dużą przyjemnością. Czasami trudno się od nich oderwać. Bywa, że trudno w te historie uwierzyć. Jej „Saga wrocławska” – jak napisał kiedyś recenzent w „NTO” – to rodzinne historie ekspatriantów, tak się składa, że głównie nobliwych kresowych rodów, których Stalin i historia rzucili na Ziemie Odzyskane. To znaczy tych, którzy mieli szczęście i nie zostali unicestwieni. Tu się zakorzenili, wrośli, ale nigdy nie zapomnieli, skąd ziarno pochodzi. Wspomnienie rajów utraconych. A poza wszystkim opis zwyczajnego życia, powszedniości, jakiej się zwykle nie docenia, dopóki nie nadejdzie burza, która zmiata rzeczy porządek.
Damian Bukowiecki
www.sagawroclawska.pl