sobota, 14 wrześniaKrajowy Przegląd Samorządowy
Shadow

Tajemnicze literki z plusami i minusami

Zamieszanie na rynkach finansowych w zasadzie pojawia się cyklicznie. Czasami jednak spada gwałtownie, demolując coś, co wydawało się być zupełnie przyzwoite. Nie tak dawno odczuł to także polski rynek. Przyczyną był tak zwany rating.

 

Pewnie dla wielu osób, które ani nie mają jakiegoś ekonomicznego czy finansowego wykształcenia, ani nie śledzą w miarę regularnie serwisów gospodarczych, pojęcie agencji ratingowej jest zupełnie obce. Aż tu nagle, pewnego dnia okazuje się, że informacje o obniżeniu ratingu dla Polski zajmują czołowe miejsca we wszystkich serwisach informacyjnych. Na giełdzie robi się czerwono (czyli wyceny akcji spadają). Złoty traci na wartości (inaczej mówiąc, drożeje dolar, frank szwajcarski, euro). Ekonomiści zaczynają swoje spekulacje. Jedni straszą, że to początek jeszcze większej tragedii. Drudzy przekonują, że ów niekorzystny rating to skandal i polityczna gra na rynkach finansowych, na której korzystają jedynie światowi spekulanci.

Kto ma rację? To pokaże czas (jak zawsze zresztą). My jednak wróćmy to tych tajemniczych agencji ratingowych, które nagle okazują się tak ważne. Przynajmniej dla przysłowiowego Kowalskiego – polskiego przedsiębiorcy, kredytobiorcy, inwestora, który z przerażeniem obserwuje wykresy walutowe. I tak na dobrą sprawę nie ma żadnego wpływu na to, co dzieje się na rynkach finansowych.

 

Trójka gigantów

Agencje ratingowe. Skąd się wzięły? Czym są? Na świecie działa kilkadziesiąt agencji ratingowych, ale ok. 95 proc. rynku należy do najbardziej liczących się amerykańskich firm: Standard and Poor’s, Moody’s i Fitch (ich centrale są w Stanach Zjednoczonych, jednak oddziały działają w wielu pastwach na całym świecie, w tym także w Polsce). Ich początki sięgają pierwszych dwóch dekad XX wieku. Wtedy powstały i zaczęły działać. Ich rolą była jak najbardziej obiektywna ocena wiarygodności finansowej szeregu podmiotów (obecnie – korporacji, państw, spółek, samorządów).

Wracając do tego, co napisałem wcześniej, agencje ratingowe mają za cel między innymi niwelować asymetrię informacji. Grupy analityków pracujących w agencjach ratingowych zajmują się przygotowaniem i upublicznieniem ocen wiarygodności instrumentów dłużnych, które znajdują się w publicznym obrocie, oraz ich emitentów (tych, którzy je wyemitowali, czyli na przykład wiarygodność obligacji wypuszczonych przez Polskę, albo papierów dłużnych sprzedawanych na rynku przez samorząd Warszawy, albo jedną z giełdowych spółek). Publikacje ratingów pomagają rynkom kapitałowym oraz instytucjom finansowym w podejmowaniu decyzji kredytowych i ustalaniu oprocentowania. Upubliczniają informacje o ryzyku związanym z konkretnymi papierami dłużnymi czy konkretnymi emitentami.

 

Ocena mówi wszystko

Cała procedura ratingowa (ocena) jest ujednolicona według kryteriów określonych przez daną agencję dla wszystkich badanych obiektów. Tym samym łatwo porównać grupy poszczególnych podmiotów podlegających ocenie. Czytając informacje prasowe o wynikach ratingów, natkniemy się tam na grupy literek. Tak bowiem (wykorzystując grupy liter od A do D i czasami znaki „+” lub „–”) przed laty agencje postanowiły oceniać badane podmioty. I tak na przykład firma z oceną AAA jest lepiej pozycjonowana od firmy z oceną AA czy CCC, zaś firma z oceną CC+ jest ciut lepsza (mniej ryzykowna) od tej, która dostała ocenę CC. Agencje przyjęły, że poziom inwestycyjny oznaczany jest literami: AAA, AA, A, BBB. Natomiast poziom spekulacyjny (bardziej ryzykowny) oznaczany jest symbolami: BB, B, CCC, CC, C, DDD, DD, D. Wspomniane wcześniej plusy i minusy są stosowane dla określenia różnic w ramach jednej kategorii.

Ratingi AAA, AA, A i BBB to pozytywne oceny zdolności do spłaty zobowiązań. Ratingi BB i B oznaczają, że jeśli wystąpią niekorzystne zjawiska zewnętrzne, to spłata może być wątpliwa, a ocena CCC i CC, że tylko pozytywne zewnętrzne okoliczności pozwolą ocenianemu na spłatę, a jego zobowiązania są poważnie zagrożone zaprzestaniem płatności. Rating C odnosi się do sytuacji, w której umówione płatności są nadal realizowane, ale zaciągający zobowiązania znajduje się w trakcie postępowania upadłościowego. Ocena D oznacza zaprzestanie płatności zobowiązań.

To oczywiście bardzo uproszczony opis, ale myślę, że teraz, kiedy w jakiejś informacji w gazecie natkniemy się na wiadomość o ratingu, będziemy w sprawie zorientowani.

 

Wierzyć? Nie wierzyć?

W tym miejscu nasuwa się jednak kolejne pytanie. Skąd takie znaczenie tego, co publikują agencje ratingowe? Agencje powstały, by w miarę możliwości budować wiarygodny obraz rynku poprzez analizowanie rosnącej liczby informacji (niwelowanie szumów informacyjnych). Mają za sobą lata doświadczeń, wypracowane procedury. Wszystko to składa się na ich pozycję. Mówiąc nieco inaczej – komuś trzeba wierzyć. A dotychczasowe doświadczenia światowych rynków pokazały, że do podmiotów, na opinii których warto się opierać, należą właśnie te najbardziej doświadczone agencje ratingowe, w tym przede wszystkim wymieniona już wcześniej wielka amerykańska trójka: Standard and Poor’s, Moody’s i Fitch. Ponieważ jednak znaczenie wydawanych przez nie ocen jest dla rynków ogromne, to kiedy pojawiają się niepochlebne ratingi, zaczynają się awantury.

Dominacja agencji ratingowych z USA budzi od jakiegoś czasu między innymi sprzeciw Europy (europejskich polityków). Liderzy Starego Kontynentu twierdzą, że działalność agencji jest szkodliwa, a wystawiane niektórym państwom europejskim ratingi są zbyt surowe, co nie sprzyja walce z kryzysem zadłużeniowym w strefie euro.

 

Gigantyczna wtopa

Oczywiście i agencje ratingowe popełniały błędy (prawdopodobnie z braku pełnej informacji lub, jak twierdzą niektórzy, w wyniku korupcyjnych działań polegających na zawyżaniu ratingu po to, aby zarobić więcej pieniędzy). Pokazał to kryzys finansowy z 2008 roku. Wtedy okazało się, jak bardzo agencje mogą się mylić w swoich ocenach – do końca potwierdzały wypłacalność banku Lehman Brothers, od upadku którego rozpoczął się kryzys w 2008 roku, a instrumenty pochodne oparte na amerykańskich hipotekach miały najwyższy możliwy rating – AAA. Potem – jak mówił laureat Nagrody Nobla z ekonomii Paul Krugman – okazało się, że są to aktywa „toksyczne”.

Na razie jednak cały czas oceny ratingowe największych agencji są dla rynków finansowych ogromnie ważną informacją. Zapewne nie są już wyroczniami i jak napisał jeden z komentatorów, „utraciły swój dogmat o nieomylności”. Mimo wszystko są jednak chyba cały czas wiarygodniejsze od najbardziej elokwentnych opowieści polityków, chociaż ich polityczna niezależność może czasami także budzić spore wątpliwości.

Tomasz Miarecki

 

Oceny dla Polski

W połowie stycznia agencja ratingowa Standard & Poor’s obniżyła ocenę wiarygodności kredytowej Polski z A– do BBB+. Nowa ocena ma tzw. negatywną perspektywę, co oznacza 33-procentowe prawdopodobieństwo jej kolejnej obniżki w horyzoncie dwóch lat. Liczni ekonomiści uznali jednak uzasadnienie analityków S&P za mające wymiar „politycznej spekulacji”. Toteż i negatywny trend rynkowy został dość szybko w dużej mierze zahamowany. Tym bardziej, że decyzję co do ratingu wiarygodności Polski wydała również agencja Fitch, utrzymując wysoką notę z perspektywą stabilną, nie zapowiadając jej zmiany w najbliższej przyszłości.