Rozmowa z WIESŁAWEM ZAJĄCEM, członkiem Zarządu Powiatu Wrocławskiego
– A więc wojna! I do problemów stricte samorządowych związanych z zarządzaniem Powiatem Wrocławskim doszła pomoc uchodźcom z Ukrainy.
– Rzeczywiście, do naszych podstawowych zadań wynikających z ustawy samorządowej doszły sprawy, których nikt się nie spodziewał. Dzisiaj pomagamy ukraińskim uchodźcom – już pierwszego dnia wojny zdecydowaliśmy, że będziemy to robić. Powołaliśmy sztab kryzysowy składający się z kilkunastu osób, a w samym starostwie pracuje grupa ludzi działających przez całą dobę – psychologów, tłumaczy i notariusza, mających za zadanie rozwiązywanie różnych, czasem wręcz niewyobrażalnych problemów. Ludzie uciekający z terenów ogarniętych wojenną pożogą często zabierają ze sobą rzeczy, które w rzeczywistości okazują się dla nich mało istotne i potrzebne.
– Dlaczego?
– Bowiem jest to nierzadko spowodowane paniką i na sygnał alarmu bombowego ludzie w pośpiechu łapią to, co jest pod ręką i opuszczają jak najszybciej swoje domostwa. W dużej liczbie uciekinierzy z Ukrainy – przede wszystkim z Kijowa i Donbasu – nie znają języka polskiego, a przecież międzyludzka komunikacja jest niezmiernie istotna. Tych ludzi trzeba zapytać m.in. o podstawowe dane, czym się zajmowali i jakie mają najważniejsze potrzeby. Jest to ogrom pracy, który teraz spoczął na naszym sztabie kryzysowym.
– Nie tak dawno ruszyliście z pomocą do przygranicznego Przemyśla…
– Dwunastoosobowa delegacja z powiatu pojechała tam z przesłaniem, aby przemieszczającym się ukraińskim uchodźcom zapewnić minimum komfortu przejazdu. Trzema autokarami została zabrana grupa prawie 150 osób. Cała grupa, która została przywieziona, to głównie matki z dziećmi, w tym były dwie kobiety z dwanaściorgiem dzieci. To było naprawdę przejmujące, bowiem starsze dzieci niosły te najmniejsze, z których najmłodsze nie miało chyba nawet roku. Okazało się, że część z nich przekazali tym kobietom sąsiedzi, aby je uchronić i zawieźć jak najdalej od bomb i wojny. To był taki spontaniczny przyjazd, ale teraz trzeba to wszystko usankcjonować prawnie.
– Ilu osób przywiezionych zostało z Przemyśla?
– To było 131 osób, które wyraziły wolę podróży na Dolny Śląsk, ale z tego 47 postanowiło zostać na terenie powiatu wrocławskiego. Reszta uchodźców miała inne plany związane m.in. z podróżą do Berlina oraz w kierunku Republiki Czeskiej. Te 47 osób zostało zakwaterowanych w „Sobotelu” w Sobótce, gdzie zapewniono im także wyżywienie oraz artykuły pierwszej potrzeby. Warto podkreślić, że pobyt ukraińskich uchodźców może wydłużyć się nawet do kilku miesięcy, a co za tym idzie, jest to niemały problem.
– Czym spowodowany?
– Nie byliśmy przygotowani na finansowanie przedsięwzięcia, które nie było ujęte w tegorocznym budżecie Powiatu Wrocławskiego. Wprawdzie Zarząd Powiatu zdecydował o dodatkowym wsparciu finansowym Zespołu ds. Zarządzania Kryzysowego, kwotą miliona złotych, ale przy takiej grupie ludzi pieniędzy wystarczy może na dwa miesiące. Zatem, aby dobrze funkcjonować mogli hotelarze goszczący uchodźców, Powiat podpisał umowy, biorąc finansowe zobowiązania z tego tytułu na siebie, i w najgorszym wypadku to właśnie my za to zapłacimy. Przecież trzeba zrozumieć obawy hotelarzy, którzy po dwuletnim kryzysie pandemicznym balansują często na granicy wydolności finansowej.
– Jakie są ceny tych usług?
– Wynegocjowaliśmy 110 zł od osoby za dobę wraz z wyżywieniem, i nie są to ceny wygórowane.
– Czy powiat prowadzi jakąś zbiórkę na rzecz uchodźców?
– Gdy powstał u nas sztab kryzysowy, zgłosiła się grupa bardzo aktywnych mieszkańców z gminy Długołęka, która chciała działać na rzecz uchodźców z Ukrainy. Ludzie ci zaczęli zbierać dary wśród mieszkańców, ale my także mamy swój centralny magazyn darów w Kątach Wrocławskich, gdzie gromadzimy wszelkie artykuły, które później rozsyłamy zgodnie także z wolą ofiarodawców. Ta grupa ludzi z Długołęki jest na przykład mocno związana z zaprzyjaźnioną partnerską ukraińską gminą Sarny. Dlatego też gros zebranych przez nich darów wędruje właśnie do tej gminy. Chcę też podkreślić, że już na początku wojny w Ukrainie odezwał się do nas partnerski i zaprzyjaźniony z nami od wielu lat niemiecki Powiat Borken. Wskazaliśmy niemieckim przyjaciołom, jakie artykuły są najbardziej oczekiwane na czas wojny – np. leki i termiczne koce – i bardzo szybko otrzymaliśmy od nich ponad dwadzieścia palet leków. Wiem też, że następny transport jest już rozładowywany.
– Trzeba też zdać sobie sprawę, że pandemia nie znikła, a w Ukrainie poziom wyszczepienia jest znacznie niższy niż w Polsce.
– Wojna jest bezpośrednim zagrożeniem życia, dlatego nie chcieliśmy tych ludzi trzymać na granicy i próbować ich badać. Ale wszyscy nasi podopieczni zakwaterowani w „Sobotelu” są już przebadani. Wśród tych 47 osób nie ma na szczęście przypadków covidowych, ale występują inne schorzenia – w tym choroby przewlekłe. Jest też jedno dziecko chore na białaczkę i w tym przypadku pomoc została już udzielona. Ale głównie były to przeziębienia spowodowane kilkugodzinnym staniem na mrozie.
– Zapewne problemy związane z pomocą ukraińskim uchodźcom wojennym będą się piętrzyć, bowiem do Polski dotarło ich już ponad dwa miliony…
– …a będzie jeszcze więcej, z czego wielu dotrze właśnie do nas, na Dolny Śląsk, i co za tym idzie na teren powiatu wrocławskiego. Co do spraw medycznych, to pewnie trzeba szczepić uchodźców i przekonywać ich do tych szczepień, ale myślę, że nie trzeba będzie ich do tego długo namawiać.
– Dzisiaj pomoc uchodźcom wojennym jest bardzo ważna, ale z drugiej strony Powiat Wrocławski musi realizować budżet i inwestycje, wśród których jedną z najważniejszych jest budowa nowej siedziby Starostwa Powiatowego we Wrocławiu. Czy wszystko idzie terminowo?
– Jak najbardziej! Wykonawca jest solidny i budowa realizowana jest zgodnie z planem, a nawet z lekkim wyprzedzeniem. Ale dzisiaj, moim zdaniem, najważniejsze jest życie ludzi – dobro znacznie ważniejsze od budynku czy nawierzchni dróg.
Rozmawiał Sławomir Grymin