Najpierw metafizyka i pytania o to, co najważniejsze… Potem – powrót do pięknej baśni, radosnej, ale i mądrej… I spojrzenie na teatralną materię twórców obu spektakli inne niż to, do którego przywykliśmy.
Trzynasty kwietnia, Wielki Czwartek – początek Triduum Paschalnego… Na scenie Opery Wrocławskiej premiera – Requiem d-moll Wolfganga Amadeusza Mozarta w wersji baletowej. Idę do opery, a w tzw. tyle głowy mam: jasne, Requiem jak najbardziej, ale po co balet?
Odpowiedź znam po spektaklu: znakomita, pełna znaczeń, opowiadająca dramat śmierci, pokazująca ludzką słabość i moc, wspólnotę i osobność choreografia Jacka Tyskiego zbudowała świat mistyczny, świat stawiania pytań i szukania odpowiedzi. Tancerze – i jako zespół, i jako soliści – byli bezbłędni, a przecież stali przed supertrudnym zadaniem – oddać duchowość tym, co cielesne… Rewelacyjnie brzmiąca orkiestra pod batutą Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego, przygotowany przez Annę Grabowską-Borys chór, nie tylko znakomicie brzmiący, ale i świetnie istniejący na scenie, a do tego genialni soliści, z najbardziej chyba rewelacyjnym Aleksandrem Zuchowiczem…
Dwudziesty ósmy kwietnia. Kolejna premiera, przygotowany we współpracy z paryskim Théâtre des Champs-Elysées Kopciuszek Gioacchino Rossiniego. Wiadomo, rossiniowski Kopciuszek inny jest mocno niż ten znany w baśni: zamiast macochy – ojczym, zamiast Dobrej Wróżki – mędrzec Alidoro, zamiast pantofelka wreszcie – bransoletka… Reżyserka spektaklu, Irina Brook, tych „zamiastów” zbudowała jeszcze więcej: zamiast barona-ojczyma – ojczym-właściciel baru, zamiast popadającego w ruinę pałacu – marny bar Magnifico (z plakatami piłkarskiego Śląska na ścianie), zamiast Kopciuszka przy palenisku – Kopciuszek-kelnerka przy kawowym ekspresie… I siostry Kopciuszka, jakby żywcem z jakiegoś reality show wzięte. I wszystko to teatralnie znakomicie zgrane! Najpierw mamy bar Magnifico i atmosferę jakby z nieco podejrzanych okolic wielkiego miasta, potem – pałac Don Ramira, modernistycznie (ale bogato!) skromny… Obie scenografie znakomite, obie świetnie dające tło dziwacznemu nieco towarzystwu, które w losy Kopciuszka jest wplątane. Owo towarzystwo zaś pokazało, że i śpiewać, i aktorsko błysnąć potrafi. Siostry – Tisbe (Barbara Bagińska) i Clorinda (Maria Rozynek-Banaszak), Dandini (Tomasz Rak), Alidoro (Artur Janda) – wszyscy bawili i zachwycali. Mistrzostwo aktorskie pokazał Jacek Jaskuła – Don Magnifico, który miał w sobie coś z Ferdka Kiepskiego i nie tylko o klasyczne Ferdkowe laczki idzie… Główni bohaterowie baśniowego romansu – Kopciuszek, czyli Angiolina, i Don Ramiro (Aleksandra Opała i Leonardo Ferrando) – także nie zawiedli, tworząc postaci baśniowe i jakoś nam znane zarazem… Bo Kopciuszek przygotowany przez Irinę Brook ma w sobie coś i z baśni, i z sitcomu, i z reality show. I tę wybuchową mieszaninę ogląda się naprawdę z wielką frajdą! Także dlatego, że znakomity jest ruch sceniczny i choreografia, przygotowana przez Martina Buczko. Do tego dobrze brzmiąca orkiestra prowadzona przez Matteo Pagliariego i chór, znakomicie śpiewający i tańczący. Czego mi zabrakło? Większej fantazji kostiumowej – ale jedynie po stronie damskiej… To jednak drobiazg, bo Kopciuszek to kolejny kwietniowy sukces Opery Wrocławskiej.
Przed nami ostatnie w tym sezonie premiery – Karnawał zwierząt Camille’a Saint-Saënsa (16 maja), Pchła szachrajka Macieja Małeckiego (1 czerwca) i na zamknięcie sezonu operowe megawidowisko – Faust Charlesa Gounoda (23 czerwca). Niech to będzie sukces majowo-czerwcowy…
Anita Tyszkowska