piątek, 18 kwietniaKrajowy Przegląd Samorządowy
Shadow

Polski świat absurdów. Barejowskie „Misie” nie chcą emigrować

„Czarna Księga Wydatków Publicznych” to zbiór 49 najbardziej irytujących i najbardziej dolegliwych dla podatników przykładów, w jaki marnotrawione są ich pieniądze. Nasze pieniądze cały czas w niemałej części wydawane są bezmyślnie. I co? I zazwyczaj nic. Bo koledzy kolegów, bracia i szwagrowie, nieudacznicy i cwaniacy są wśród nas. Z łatwością przychodzi im wydawać nie swoje pieniądze w sposób absurdalny. No, a przy okazji pewnie coś wpadnie i do zaprzyjaźnionego portfela. Bo czasami trudno inaczej wytłumaczyć te idiotyzmy.

Warsaw Enterprise Institute to polski think tank propagujący ideę libertanizmu i wolności gospodarczej, ekonomicznej i osobistej. Powstał ponad dziesięć lat temu, jako zaplecze merytoryczne dla Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Zupełnie niedawno WEI zakończył prace na drugą edycją „Czarnej Księgi”. To publikacja koncentrująca się na marnotrawstwie pieniędzy publicznych w przeróżnych aspektach i działaniach. Jak mówią przedstawiciele WEI pierwsza odsłona tego projektu zakończyła się sukcesem. Zainteresowanie czytelników, głosowanie na największy inwestycyjny absurd i walka do samego końca o statuetki barejowskiego „Misia”, a także przysyłane z całej Polski kolejne przykłady fuszerek, kompromitacji i absurdów – to wszystko utwierdziło pomysłodawców projektu, że „Czarna Księga” ma sens. Spełnia swoją funkcje i powinna być kontynuowana. Tych, którzy powinni otrzymać barejowskiego „Misia” ciągle bowiem mamy pod dostatkiem. To oczywiście nie powód do dumy, ale być może pokazywanie idiotyzmów jakoś je ograniczy…

Patrz władzy na ręce

Mamy więc już drugą „Czarną Księgę” (można ją bezpłatnie pobrać ze strony internetowej Warsaw Enterprise Institute). Osoby, które zrobiły to zestawienie (bez wątpienia subiektywne, bo żeby pokazać całą niedorzeczność inwestycyjną, która nas otacza, pewnie trzeba by wydać kilkanaście tomów) zaznaczają, że ideą tej publikacji jest także (a może przede wszystkim) podnoszenie świadomości Polaków w dziedzinie podatków, patrzenie wszystkim władzom na ręce, propagowanie dobrych praktyk w dziedzinie inwestycji za publiczne środki finansowe i szanowanie pieniędzy podatnika.
Co zawiera druga edycja „Czarnej Księgi”? Tak jak w pierwszej są tu przykłady z całej Polski. Wskazano i opisano gminne nieprawidłowości, lokalne nieporozumienia, ale też duże inwestycje samorządowe oraz gigantyczne projekty, które spaliły na panewce lub poszły niezgodnie z pierwotnymi założeniami.
Autorzy zestawienia, omawiając drugą edycję „Czarnej Księgi Wydatków Publicznych”, piszą, że każdy z nas może być stróżem właściwego wydatkowania publicznych pieniędzy. Apelują, by rozejrzeć się po ulicach, po których każdego dnia chodzimy do pracy, spojrzeć na placówki oświatowe, do których wysyłamy nasze dzieci, analizujmy efektywność miejskich spółek wodociągowych, kwestionujmy efektywność działania szpitali, urzędów samorządowych czy komunikacji publicznej. Każdy z nas ma swoją rolę w systemie demokratycznym. Poprzez swój protest lub głos w wyborach możemy skutecznie uświadomić władzę, że działa ona dla nas oraz w naszym imieniu i za nasze pieniądze.

To się dzieje naprawdę

„Czarna Księga Wydatków Publicznych” pokazuje wiele przykładów niegospodarności, które budzą niedowierzanie. Tak jak wspomniałem wcześniej, nie znajdziemy tu wszystkich „dziwnych” działań, które gdzieś tam wydarzyły się obok nas. Na przykład nie ma w wykazie choinki z plastiku za prawie milion złotych kupionej przez samorząd Wrocławia (tym sposobem stolica Dolnego Śląska ma już dwie choinki). Nie znajdziemy też (bliskiej sercu mieszkańców wrocławskiego Oporowa) inwestycji polegającej na wybudowaniu sygnalizacji świetlnej u zbiegu ulic Awicenny, Wiejskiej, Mokronoskiej i Cesarzowickiej (podobno za kilkaset tysięcy złotych), która tuż po oddaniu została wyłączona, bo zamiast udrożnić przejazd tylko potęgowała korki na ulicach (że tak będzie, było wiadomo już przed inwestycją). Jest jednak wiele innych perełek. Tutaj nie ma miejsca na przedstawienie wszystkich (jeszcze raz zachęcam do pobrania całości „Czarnej Księgi” z internetu), ale kilka warto pokazać.

I tu, i tam…

Oto na przykład w Kielcach za 100 tysięcy złotych zbudowano połowę boiska. Okazało się bowiem, że na terenie inwestycji znajdują się sieci kanalizacyjne i linia wysokiego napięcia. Przełożenie i przebudowa tej infrastruktury znacznie podniosłyby koszt budowy. Nie pozostaje nic innego jak gra do jednej bramki.
W Krakowie zbiornik retencyjny przy ulicy Folwarcznej, który kosztował 2 mln 334 tys. złotych, podczas testu nie wytrzymał i rozpadł się pod naporem wody. Ażurowa konstrukcja popękała, osunęły się brzegi, wypłynęła woda. Odpowiedzialni za tę inwestycje tłumaczyli się tym, że wszystko przez to, że zbiornik był budowany podczas deszczu. Oj, Mrożek by się ucieszył…
Wielkim ogólnopolskim absurdem okazał się też kredyt 2 procent. Program okazał się znacznie droższy niż planowano. Miał kosztować 11 mld, ale wydano na niego 16 mld złotych. Doprowadził też do gwałtownego wzrostu cen nieruchomości. Tym samym po raz kolejny państwowe prezenty (za nasze pieniądze) okazały się droższe i mniej pomocne niż miały być.
Kolejny szokujący przykład to krakowskie igrzyska, czyli III Igrzyska Europejskie Kraków, Małopolska 2023. Spółka powołana do życia w celu organizacji igrzysk istniała przez wiele miesięcy, zatrudniała kilkadziesiąt osób, wypłacała im sowite wynagrodzenia. Kilka miesięcy po zakończeniu imprezy spółka nadal istniała, wynajmowała dwa mieszkania, miała umowę z restauracją, która serwowała pracownikom posiłki. Tylko na płace przez kwartał po zakończeniu imprezy wydała 3 mln złotych!
Kolejny przykład, a w zasadzie dwa, to samorządowe pomysły z Suwałk i Poznania. W tych dwóch miastach postanowiono zmienić miejskie logotypy. W Poznaniu wydano na to ponad 150 tys. złotych, w Suwałkach 48 tys. złotych. Kiedy pomysły zaprezentowano, w jednym i drugim mieście wywołały one niezadowolenie (delikatnie mówiąc) mieszkańców. Suwałki powróciły więc do starego logotypu, a Poznań, klucząc w tłumaczeniach, stwierdził, że to nowe było tylko okazjonalne i zostaje stare. Projektanci na pewno byli zadowoleni. Czekają na kolejne zlecenia.
Wesoło jest też w stolicy. Oto bowiem w Warszawie tamtejszy magistrat w latach 2016-2023 wydał prawie ćwierć miliona złotych na… ochronę królików. To naprawdę nie żart. Beneficjentem tego programu była Fundacja Królewska, która pod koniec ubiegłego roku oznajmiła mieszkańcom, że króliczy stan na wrzesień 2024 roku to „około 90 królików”. Drogie to kicanie, ale urocze.
Natomiast Gdańsk ma szansę na barejowskiego „Misia” za plac zabaw dla dorosłych. To pierwszy taki plac w tym mieście. Jest tam kilka ławek, dwa kosze na śmieci, leżak obrotowy z hamulcem, pojedynczy hamak. Całość kosztowała 340 tys. złotych. Urzędnicy bronią projektu, twierdząc, że jego ideą jest integracja międzypokoleniowa.
Po resztę pomysłów odsyłam do „Czarnej Księgi Wydatków Publicznych”. I aż strach się bać, co pojawi się w kolejnej edycji publikacji obnażającej pomysły speców od wydawania naszych pieniędzy.
(opr. nmn)