Odszedł na trzy dni przed swoimi imieninami. Andrzej Górny „Gruby” (miał lat 69) rozstał się z dziennikarską bracią 27 listopada.
Jędruś urodził się 16 września 1946 roku we Wrocławiu, jego mama wychowała się w Warszawie, a ojciec pochodził ze Śląska. Pracę w „Gazecie Robotniczej” (która później zmieniła nazwę na „Gazetę Wrocławską”) rozpoczął w roku 1969, będąc kolejno korektorem, depeszowcem, sekretarzem redakcji i szefem „Magazynu Tygodniowego”. Gruby był świetnym dziennikarzem, znakomicie władającym językiem polskim i twórcą autorskiej krzyżówki „Jaja Grubego”, mającej wielu fanów w całej Polsce.
Ale Andrzej był przede wszystkim porządnym, mądrym i miłym człowiekiem, patrzącym na świat z przymrużeniem oka. Normalnym facetem, który lubił kobiety, lubił czasami napić się whisky i pożartować w koleżeńskim gronie. Nie raz jeździliśmy razem na grzyby i ryby, i to w dalekie rejony kraju, gdzie Jędruś w zbieractwie i połowach zawsze liderował i gdzie niejedną słuszną flaszeczkę bez zbytniego wstrętu osuszyliśmy. Często też spotykaliśmy się poza pracą w byłym Klubie Dziennikarza przy Podwalu we Wrocławiu i przy czymś smacznym i wzmacniającym rozprawialiśmy, jak to zwykle, o życiu, dziewczynach, ludziach, polityce i dziennikarskiej robocie. Gruby lubił powieści Henryka Sienkiewicza – szczególnie „Trylogię” – i z tej literatury mógłby startować w Wielkiej Grze. Ale w ogóle dużo czytał, był erudytą i mądrym, cierpliwym nauczycielem dziennikarskiego fachu.
W dzisiejszych czasach to wprost nie do uwierzenia, ale nie znamy nikogo, kto nie lubiłby Andrzeja Górnego. Uśmiechnięty i koleżeński, miał ujmujący, niewymuszony sposób bycia, który sprawiał, że ludzie po prostu go lubili i chcieli z nim przebywać jak najczęściej. A Gruby zbytnio lubił papierosy i dlatego nie ma go dzisiaj z nami, a jeśli jest coś tam, po drugiej stronie, to znając go, wiemy – już się umawia na małe co nieco z Tadeuszem Burzyńskim i Tadeuszem Szwedem.
Koleżanki i koledzy z „Gminy Polskiej. Krajowego Przeglądu Samorządowego”