czwartek, 25 kwietniaKrajowy Przegląd Samorządowy
Shadow

Opera (Wrocławska) semper viva

Kończy się operowy sezon – jeszcze tylko premiera „Toski” i na kolejne spotkanie z operą przyjdzie nam czekać przez całe wakacje. Ale jest co wspominać! Bo nasza opera jest rzeczywiście zawsze żywa – chronić przy tym potrafi operową tradycję i nowe tradycje budować.

Dwie ostatnie premiery były wielkimi sukcesami – przygotowany przez Waldemara Zawodzińskiego dwupak „Rycerskość wieśniacza” Mascagniego i „Pajace” Leoncavalla był wielkim artystycznym sukcesem. Reżyser, wspierany przez znakomitą choreografkę Janinę Niesobską i równie znakomitą Małgorzatę Słoniowską, twórczynię kostiumów, pokazał teatr wielkiej klasy. Wykonawcy stanęli na wysokości muzycznego i aktorskiego zadania. Turridu Kamena Chaneva porywał siłą i urodą głosu, znakomicie znalazł się też (na koniu!) Jacek Jaskuła (Alfio). Anna Lichorowicz (Nedda) pokazała, że porażać może nie tylko zmysłowością i wspaniałym głosem, ale i… świetną giętkością, godną tancerki. Znakomity jak zwykle był Mariusz Godlewski w roli Tonia, wymagającej i głosu, i aktorskiego talentu. Równie świetny był Canio Nikołaja Dorożkina – słynny przebój (bo jak to inaczej nazwać?) „Vesti la giubba” zabrzmiał świetnie i przejmująco. Swoją drogą, gdy się pomyśli, że śpiewak ma wyjść na przód sceny i zmierzyć się z najsłynniejszą chyba arią tenorową, robi się trochę strasznie… A Nikołaj Dorożkin zmierzył się i wygrał. I muzycznie, i – co niezwykle ważne! – dramatycznie.

Druga premiera – „Traviata” Verdiego – także okazała się sukcesem. Reżyser Adam Frontczak przeniósł dzieje Violetty w czas współczesny i zamiast salonów Paryża mieliśmy celebryckie salony dnia dzisiejszego. Pomysł, szczerze mówiąc, mało odkrywczy, ale jak się okazało – całkiem niezły, bowiem inscenizatorom udało się udowodnić, że w operze nie zawsze warto sięgać lewą ręką przez prawe ramię… Wokalnie „Traviata” rzucała na kolana. Znowu Anna Lichorowicz – jej Violetta to operowe arcydzieło! Podobnie jak Georgio Germont, śpiewany przez Matteo Suka. Oboje – nieszczęsna Violetta i niejako sprawca jej dramatu – pokazali operową najwyższą klasę. Obie premiery to także znakomicie brzmiąca operowa orkiestra – w „Pajacach” pod batutą Ewy Michnik, w „Traviacie” – Bassema Akiki.

Teraz przed nami ostatnia premiera sezonu – „Tosca” Pucciniego. To element naszej nowej operowej tradycji, czyli megaspektakl. W maju tę tradycję podtrzymywał „Skrzypek na dachu” na dziedzińcu Zamku Topacz, w czerwcu (14 czerwca) dziejów miłości śpiewaczki Florii Toski do uwikłanego w zabójczą wówczas politykę malarza Maria Cavaradossiego wysłuchamy najpierw w kościele Marii Magdaleny (I akt), w gmachu opery (II akt) i na Wzgórzu Partyzantów (III akt). U Pucciniego Tosca skacze w przepaść z tarasu zamku św. Anioła, we Wrocławiu z tarasu przed kolumnadą stojącą na dawnym Bastionie Sakwowym. Kierownictwo muzyczne nad spektaklem sprawuje Tomasz Szreder, kostiumy opracował Ryszard Kaja, reżyserię przygotował Pierre Jean Valentin, adaptacji dokonał Adam Frontczak. Spektakle odbywać się będą podczas weekendowych wieczorów od 14 do 30 czerwca br. w ramach TAURON Letniego Festiwalu Operowego.

Anita Tyszkowska

Tekst ukazał się w „Gminie Polskiej” nr 1/2013