Z Pierrem Jodlowskim, dyrektor artystycznym Festiwalu Musica Electronica Nova rozmawia Joanna Zubel
– Który koncert na festiwalu Musica Electronica Nova poleciłby pan osobom nieznającym dotąd twórczości współczesnej?
– Polecałbym przyjście na trzy, cztery wydarzenia, bo wszystkie są powiązane tematem znaków. Zadamy sobie pytania, czy dziś potrzebujemy znaków? Od kiedy ich potrzebujemy? Gdybyśmy nagle usunęli symbole wokół nas – ikony w telefonach, znaki drogowe – zginęlibyśmy. Muzyka też jest językiem znaków.
– Znaki drogowe mają określone znaczenie, a muzykę każdy może zinterpretować inaczej.
– Znaki na ulicy muszą pełnić funkcje, powinny być jednoznacznie rozumiane. Jednak pomyślmy o malowidłach w jaskiniach: nikt z pewnością nie może odczytać ich znaczenia, a prawdopodobnie dla ludzi sprzed tysięcy lat przekaz był oczywisty. Może za tysiąc lat ludzie, patrząc na ulicę z naszych czasów, będą pytać, co oznaczały te kolory i kształty.
Czy potrzebujemy zrozumieć koncert? Nawet w klasycznej muzyce trudno mówić o zrozumieniu: możemy poznać okoliczności powstania dzieła, artyści studiują wskazówki wykonawcze – reszta to emocje, intensywność, czas. Bardzo lubię w muzyce to, że nigdy nie chodzi o zrozumienie, tylko o odbiór.
– Pan wie, że sporo ludzi jest uprzedzonych do aktualnie tworzonej muzyki?
– Jestem pierwszą osobą, która przyzna, że koncert muzyki współczesnej może być nudny. Na studiach chodziłem na wszystkie wydarzenia, jakie były, i wiele razy wracałem zawiedziony. Często prezentacje muzyki współczesnej to premiery zamówień kompozytorskich kilku różnych twórców i nie wiemy, czy można zestawić ich utwory, bo ich nie znamy. Dlatego na koniec festiwalu zaproponowałem formułę Private Room – poprosiłem tylko jednego kompozytora, Alexandra Schuberta, żeby otworzył dla nas swoje „laboratorium”. Nieufnych wobec muzyki współczesnej zapraszam na ten koncert.
– Słyszy się opinię, że muzyka współczesna jest przygnębiająca. Artyści komentująświat wokół nas – czy żyjemy w ponurych czasach?
– To nie jest przygnębiające mieć oczy otwarte szeroko na to, co się dzieje dookoła. Obiektywnie nasz świat jest zupełnie depresyjny: wojny, segregacja, rasizm, złe traktowanie kobiet.
– Czy kiedyś było lepiej?
– Nie, ale teraz, skoro mamy cały potencjał komunikacji i wiedzy, powinno być lepiej, przynajmniej w kwestii sytuacji dzieci czy kobiet.
– Jednak w muzyce klasycznej jest wiele radosnych utworów.
– Gdy klasyczny Monteverdi użył jednego z pierwszych tremolo w historii, był to tak nowatorski zabieg, że ludzie byli przerażeni i myśleli, że oszalał. Wszyscy kompozytorzy w swoich czasach tworzyli muzykę współczesną. Dziś mamy utwory humorystyczne, posługujące się ironią, by coś skrytykować. Ale przede wszystkim jest wielu kompozytorów, którzy nie chcą niczego przekazać, komponują dzieła abstrakcyjne.
– Jaki jest sens tworzyć, jeśli nie ma się niczego do przekazania?
– Celem jest tworzenie dźwięków, architektury utworu. W malarstwie może nam się podobać sztuka figuratywna Francisa Bacona i abstrakcyjna Jacksona Pollocka i Marka Rothko – nie muszę pytać o znaczenie, jestem pod wrażeniem proporcji, operowania światłem. Nie możemy oceniać artystów za to, czy ich muzyka mówi coś o świecie. Istotne jest to, że wszyscy tworzą coś nowego – nie wiemy co i musimy ten stan zaakceptować. To wspaniałe, że nie wiem, bo ciekawość jest warunkiem tolerancji, odkrywania, rozwoju inteligencji, naszego wzrostu.
– Dlaczego chodził pan na wszelkie koncerty?
– Cokolwiek osiągniemy technologicznie, doświadczenie słuchania muzyki na żywo będzie nie do zastąpienia. Czy występuje gwiazda, czy młody artysta, który wkłada w występ całe serce i publiczność to widzi. John Cage mówił, że muzyka to doświadczenie do słuchania i do oglądania.
– Koncertem do oglądania będzie projekcja 2001: Odysei kosmicznej z muzyką na żywo.
– To wydarzenie będzie dobrym punktem wyjścia dla obawiających się twórczości współczesnej. Tak samo koncert z tańcem – również łączący muzykę i wymiar wizualny.
– Ścieżka dźwiękowa Odysei nie jest bardzo współczesna, film powstał w 1968 roku.
– Jednak György Ligeti, dla przykładu, nie jest uznany za kompozytora klasycznego, nie pojawia się co tydzień na afiszach, a szkoda. Także nasz odbiór poematu symfonicznego Tako rzecze Zaratustra Richarda Straussa jest zupełnie inny, gdy ten utwór towarzyszy filmowi Kubricka.
– Na festiwalu odbędzie się jam session – jak to wygląda w muzyce elektroakustycznej?
– Przekonamy się, że muzyka współczesna może być radosna, komunikatywna, spontaniczna. Kompozytorzy umieją dzielić się swoją sztuką z publicznością w miejscach takich jak Klubokawiarnia Mleczarnia. Minęły czasy, gdy twórca siedział zaszyty w chatce na łące. Sam wystąpię, użyję komputera, miksera i tzw. percussion pads. Zagra też Alexander Schubert, oczywiście publiczność może się dołączyć.
– Co oznacza słowo „Akusma” pojawiające się w nazwach festiwalowych wydarzeń?
– Starożytni greccy filozofowie zorientowali się, że ich lekcje były odbierane inaczej, jeśli słuchacze nie widzieli mówcy. Pitagoras uczył zza zasłony. Do tego konceptu nawiązuje muzyka akuzmatyczna – słyszysz, ale nie widzisz źródła dźwięku. Podobnie w muzyce elektroakustycznej – słuchamy dźwięku z głośników. Słuchacz przez 45 minut leży na pufie w ciemności, relaksuje się i koncentruje na wewnętrznym słuchaniu. Rzadko możemy tak mocno skupić się na muzyce, co przynosi efekt niemal terapeutyczny. To sytuacja odmienna od codziennego życia z ciągłym przymusem odpowiadania na maile, wiadomości na Facebooku, Twitterze – w trakcie Akusma Forum leżymy, nie mamy na co popatrzeć, możemy tylko myśleć o tym, co dźwięk robi wewnątrz nas.
– Czy nie boi się pan, że za sto lat nie będzie można wykonać muzyki prezentowanej dziś na MEN, bo angażuje ona sporo technologii, a technika zmienia się szybko?
– Jestem bardzo „klasyczny”: mam mnóstwo notatników pełnych rysunków, zwłaszcza że tworzę także dla teatru muzycznego, więc muszę naszkicować, co znajdzie się na scenie.
– To kwestia zapisu, ale co z wykonaniem, gdy nie będzie komputerów takich jak dziś?
– Komputer to tylko narzędzie, nie stawiam go w centrum uwagi. Gdy ludzie pytają: „Jakiego komputera pan użył?”, „Jakiego procesu matematycznego?”, mówię sobie: „Nie idą dobrą drogą.” Czy kompozytorów trzysta lat temu pytano, jakiego użyli ołówka i gdzie go kupili? Twórca nie może zależeć od technologii.
Ludzie będą się starali znaleźć sposób, by wykonywać dobrą muzykę. To już się dzieje: Jonathan Harvey komponował na nieprodukowany dziś syntezator marki Yamaha, niedawno firma programistyczna Native Instruments odtworzyła komputerowo jego dźwięk. To jak rekonstruowanie barokowego fletu.
– Zawsze wiedział pan, że chce zostać kompozytorem?
– Kiedy rodzice włączali płytę ze Świętem wiosny albo Bolerem, jako kilkulatek rzucałem wszystko, siadałem przy głośniku i słuchałem. Dlatego zapisano mnie do szkoły muzycznej, gdy miałem sześć lat. W wieku około dwunastu lat spędzałem całe popołudnia na improwizowaniu na fortepianie, podczas gdy moi koledzy grali w piłkę.
– Co zajmuje pana poza sztuką?
– Miłość, gotowanie, podróże. Miłość, bo jestem przekonany, że trzeba z kimś dzielić życie – z partnerem, przyjaciółmi, rodziną. Gotowanie, bo dlaczego coś, co musimy robić codziennie, nie miałoby być przyjemne? Podróże, bo pozwalają nam odkryć nieznane: nowe cywilizacje, kultury, kolory skóry, języki, emocje. Mam obsesję na punkcie ciągłego odkrywania. Potrzebujemy tego, to jest różnica między człowiekiem a zwierzęciem – my jesteśmy w stanie zaakceptować coś nowego.
– Co zrobiłby pan gościom na kolację?
– Kaczkę, bo jestem z Tuluzy, gdzie jesteśmy specjalistami w hodowaniu kaczek.
– A co jest specjalnością festiwalu Musica Electronica Nova?
– Otwartość – oprócz koncertów mamy kino, taniec, instalacje. Muzyka się zmienia i twórcy są nastawieni na projekty interdyscyplinarne. Unikatową cechą MEN jest też to, że odbywa się we Wrocławiu – jedynym znanym mi mieście w Europie, w którym są dwa festiwale muzyki współczesnej. Wrocław ma jedną z najlepszych sal koncertowych pod względem budynku i programu. Na festiwalu stworzymy publiczności wspaniałe warunki do doświadczania muzyki w świetnym wykonaniu.