czwartek, 13 lutegoKrajowy Przegląd Samorządowy
Shadow

Mokry kataklizm

Jak to się zaczęło? Zimne powietrze napłynęło nad ciepłe Morze Śródziemne. I stał się cyklon, który niósł z sobą ogromne ilości pary wodnej. To sprawiło, że wystąpiły obfite opady deszczu. Niż Borys na mapach meteorologicznych został zauważony 11 września w okolicy Genui we Włoszech. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko… Dwa dni później znalazł się nad zachodnią Polską. I stanął zablokowany przez tzw. antycyklony. Wówczas potwierdziły się na sto procent prognozy IMGW.

Rzecznik IMGW Grzegorz Walijewski 11 września ostrzegał przed powodziami w Polsce. Mówił o najwyższym stopniu alertu meteorologicznego i hydrologicznego Oczywiście wówczas nic nie zapowiadało katastrofy, chociaż niepokój zaczął narastać. Zbyt wielu Polaków pamiętało bowiem to, co wydarzyło się w 1997 roku i w roku 2010. Wielkiej mobilizacji nie było od razu, chociaż również od 10 września Komisja Europejska ostrzegała kraje naszego regionu, że może przyjść wielka woda. Zaczęło się jednak sprawdzanie magazynów. W wielu miejscach podjęto również decyzje o odwołaniu lub ograniczeniu planowanych imprez. Tak było chociażby w Bardzie, gdzie odwołano dożynki. Dla burmistrz Marty Ptasińskiej nie była to decyzja łatwa. Czas jednak pokazał, że więcej niż słuszna. W nocy z 14 na 15 września woda wtargnęła do miasta nazywanego bramą do Kotliny Kłodzkiej.

Bardo pod wodą

Mniej więcej w tym samym czasie rozegrała się tragedia w Głuchołazach. W sobotę wieczorem burmistrz Paweł Szymkowicz zaapelował o ewakuację. W niedzielę, 15 września rano, woda z Białej Głuchołaskiej przelała się przez wały i zalała miasto. Przed południem runął most… Żywioł niszczył wszystko. Woda zalała rynek, niszczyła domy, zabierała z sobą samochody…

Tego samego dnia Nysa Kłodzka zalewa Kłodzko i dziesiątki okolicznych miejscowości. W niedzielę rano burmistrz miasta Michał Piszko mówił, że w centrum miasta woda sięga 1,5 metra. Zostały zalane ujęcia wody. Rozpoczęła się ewakuacja części mieszkańców. Zbiorniki retencyjne w Krosnowicach i Szalejowie, które są na Bystrzycy Dusznickiej (dopływ Nysy Kłodzkiej) nieco zmniejszyły napór wody. Niestety, na Białej Lądeckiej (też dopływ Nysy Kłodzkiej), będącej jedną z głównych rzek zbierających wody z Masywu Śnieżnika, nie ma żadnych zbiorników. I to wody z tej rzeki spowodowały, że Nysa Kłodzka wystąpiła z koryta.

15 września woda zalała Głuchołazy

Dzień wcześniej, w sobotę 14 września, Biała Lądecka wpłynęła na ulice Lądka-Zdroju. Jednak kataklizm w tym niezwykle urokliwym mieście miał dopiero nastąpić. Stało się to dzień później, kiedy w Stroniu Śląskim, położonym powyżej Lądka-Zdroju, pękła tama. Te dwa miasta zostały zrujnowane. W pierwszych kilkunastu godzinach zostały odcięte od świata. Świadkowie tych wydarzeń mówią, że to wyglądało jak koniec świata. Znikały ulice, woda zabierała domy…

Tomasz Nowicki, burmistrz Lądka-Zdroju, w rozmowie z „Rzeczpospolitą” powiedział: „Jest bardzo źle. Apokalipsa, armagedon, tsunami, które przeszło przez nasze gminy to są określenia, które chyba najlepiej oddają naszą aktualną rzeczywistość”.

Lądek Zdrój po powodzi to miejscami „miasto widmo”

Sytuacja w Stroniu Śląskim i Lądku-Zdroju była tak tragiczna, że samorządowców w zakresie koordynacji prac związanych z zarządzaniem sytuacją kryzysową zastąpił nadbrygadier Michał Kamieniecki z Państwowej Straży Pożarnej. I to on przejął obowiązki związane z likwidacją szkód wyrządzonych przez powódź. To wsparcie zostało bardzo dobrze przyjęte.

W niedzielę, 15 września, wysoka fala, która przeszła przez Lądek-Zdrój, dociera do Nysy (po drodze zalewając i niszcząc kilkanaście innych miejscowości). Sytuacja jest bardzo poważna. Pod wodą znalazł się szpital. Trzeba było ewakuować chorych. Przez całą noc trwała walka o uratowanie mocno uszkodzonych wałów. Gdyby to się nie udało, całe centrum miasta znalazłoby się pod wodą… Lokalne media już wcześniej apelowały do Wód Polskich o większe opróżnianie zbiorników przeciwpowodziowych. Niestety, mimo że rezerwy w zbiornikach były znacznie większe niż wymagane, decydenci uznali, że sytuacja jest bezpieczna. Kolejne dni pokazały, że się mylili. Zresztą pretensje do odpowiedzialnych za sytuację na zbiornikach tzw. kaskady Nysy Kłodzkiej (Topola Paczków, Kozielno, Otmuchów) były kierowane z wielu stron. Być może czas pokaże, kto miał rację, chociaż w polityce owa prawda wobec swoich wykluwa się bardzo powoli…

Lewin Brzeski został zalany w 90 procentach

Nysa Kłodzka płynęła jednak dalej. Z wtorku na środę (17/18 września) wysoka fala dotarła do Lewina Brzeskiego na Opolszczyźnie. Zalane zostało prawie całe miasto. Kilkaset osób zostało ewakuowanych. Artur Kotara,
burmistrz miasta, pytany przez kanał tarnogorski.info mówił, że nie był informowany, że idzie wielka woda. Twierdzi, że raporty z Wód Polskich nie przewidywały, by płynęła woda większa niż ta, na którą jest przygotowane miasto. Mimo upływu prawie miesiąca od powodzi, w Lewinie Brzeskim nadal trwa walka z wielką wodą.

– Zaczynamy kolejny etap, czyli odbudowę – mówił kilka dni temu dziennikarzowi „Nowej Trybuny Opolskiej” Artur Kotara. Obecnie gmina potrzebuje kontenerów mieszkalnych.

Niezwykła mobilizacja dotyczyła oczywiście miejscowości położonych wzdłuż Odry. Mieszkańcy Opola, Brzegu, Oławy, Wrocławia i wielu innych miejscowości rozpoczęli wielką akcję umacniania i podwyższania wałów. W większości miasta te wyszły bez szwanku, chociaż do poważnych zalań niewiele brakowało. Bez wątpienia sytuację uratował suchy zbiornik w Raciborzu. To największa budowla hydrotechniczna w naszym kraju (ponad 26 km kwadratowych). Inwestycja, która ciągnęła się prawie dwadzieścia lat, została zakończona w czerwcu 2020 roku. I to dzięki niej nie doszło do kumulacji wielkiej fali na Odrze i Nysie Kłodzkiej, jak to wydarzyło się w 1997 roku.

Niestety, Polska potrzebuje wielu podobnych inwestycji (może nie w takiej skali), bo bez nich nie da się zmniejszyć potęgi wodnego żywiołu, który na pewno co jakiś czas będzie nawiedzał Polskę, w tym głównie rejon Polski południowej i zachodniej. Po wydarzeniach 1997 roku powstały co prawda cztery zbiorniki na Ziemi Kłodzkiej (Szalejów, Roztoki, Krosnowice, Boboszów), ale budowa kolejnych została zablokowana. Z czyjej winy? Przede wszystkim bezmyślności władz, które dla koniunkturalnych celów wspierały przeciwników. Do „wora głupców” można by też wrzucić wielu „sytuacyjnych” naukowców, zmanipulowanych ekologów itp. Roztrząsanie tego dzisiaj jest może i ważne, ale dużo ważniejsze są mądre działania służące ogółowi.

Nie sposób w tym miejscu wymienić nawet części poszkodowanych podczas tegorocznej powodzi wiosek, miast i miasteczek. Na pewno zaobserwowaliśmy niezwykłą mobilizację po stronie strażaków, wojska (w tym tak niedocenianych przez niektórych wcześniej terytorialsów, czyli Wojsk Obrony Terytorialnej), policji i mieszkańców. To był i jest także czas ogromnego wyzwania dla samorządowców, z których znakomita większość wyszła zwycięsko z walki z wielką wodą (na tyle, na ile można było). Dość szybko z pomocą wystąpił również rząd, który wygospodarował bardzo duże środki finansowe na pomoc powodzianom. Ruszyła też wojskowa operacja Feniks, w ramach której żołnierze przez kolejne miesiące będą pomagać na dotkniętych powodzią terenach. Niestety, już teraz wiadomo, że powrót do stanu sprzed powodzi będzie trwał latami.

Dzisiaj trudno mówić o pełnym bilansie strat. Te przekazane w ostatniej dekadzie września przez wojewodów z Dolnego Śląska, Opolszczyzny i Małopolski mówią o uszkodzeniu lub zniszczeniu kilkudziesięciu tysięcy budynków mieszkalnych, gospodarczych, szkół, przedszkoli… Woda zniszczyła co najmniej 120 przepraw mostowych i kładek. Z wielką wodą popłynęły drogi. Pod wodą znalazło się około 68 tys. hektarów gruntów rolnych… Koszty? Zapewne zbliżone do tych z 1997 roku. Po uwzględnieniu inflacji to około 35 mld złotych.

(mnm)