Upadł Podkarpacki Bank Spółdzielczy z siedzibą w Sanoku. Został przejęty przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny z powodu kłopotów finansowych. To drugi największy bank spółdzielczy w Polsce, w którym zarejestrowanych było 88 tys. kont osobistych i 8 tys. kont należących do firm. Władze 34 gmin trzymających w PBS pieniądze napisały do premiera list z prośbą o refundację utraconych środków finansowych, ale Mateusz Morawiecki ma dla poszkodowanych samorządów inną ofertę. Ministerstwo Finansów przyspieszyło przekazywanie gminom pieniędzy na przykład na szkoły, a Bank Gospodarstwa Krajowego zaoferował im preferencyjne kredyty. Natomiast zastrzyku gotówki nie będzie, bowiem od dawna było wiadomo, że Podkarpacki Bank Spółdzielczy ma problemy, zatem trzymanie w nim pieniędzy było ryzykowne. PBS znalazł się na krawędzi bankructwa, samorządy straciły na tym 43 procent trzymanych tam środków finansowych. Gwarancją w stu procentach objęte były finanse osób indywidualnych do 100 tys. euro – przedsiębiorcy i samorządowcy utracili niemal połowę swoich pieniędzy, gdyż ich środki finansowe nie były objęte gwarancją, a bank musiał pokryć długi wynoszące około 183 mln zł. Według raportów przesłanych do Podkarpackiego Urzędu Wojewódzkiego, samorządy straciły ponad 60 mln zł pochodzących przede wszystkim z podatków od osób fizycznych (28 mln zł) i funduszu budowy dróg (11 mln zł). Oprócz samorządów pieniądze straciły także trzy szpitale – w Rzeszowie, Brzozowie i Jaśle. Samorządowcy z Podkarpacia zapowiadają , że będą walczyć wszelkimi dostępnymi środkami o odzyskanie utraconych pieniędzy. Jak na razie wysłano do Naczelnego Sądu Administracyjnego skargę na decyzję o restrukturyzacji banku.
• • •
Ministerstwo Zdrowia skorygowało projekt ustawy przewidującej m.in. wprowadzenie opłaty za alkohol w opakowaniach o pojemności nieprzekraczającej 300 ml, a opłatę w wysokości 10 zł za litr będą zobowiązani wnosić przedsiębiorcy prowadzący obrót hurtowy napojami alkoholowymi. Zgodnie z aktualną propozycją resortu przedsiębiorcy będą wnosić tę opłatę na rachunek właściwego urzędu skarbowego, a nie na konto gminy, jak pierwotnie planowano. Pobór opłaty nie będzie więc zadaniem własnym gmin. Utrzymano natomiast pomysł, by wpływy z opłaty stanowiły w 50 proc. dochód własny gmin (suma będzie wliczana proporcjonalnie do wpływów uzyskiwanych przez gminy z opłat za korzystanie z zezwoleń na sprzedaż napojów alkoholowych), pozostałe 50 proc. stanowić będzie przychód Narodowego Funduszu Zdrowia. Jednocześnie w nowych przepisach ma znaleźć się wskazanie, na co samorządy będą mogły wydać te środki finansowe. Gmina będzie musiała je przeznaczyć na „działania mające na celu realizację lokalnej międzysektorowej polityki przeciwdziałania negatywnym skutkom spożywania alkoholu”. Na podstawie liczby banderol resort zdrowia szacuje, że dzienna sprzedaż napojów alkoholowych o pojemności 100-300 ml wynosi około 1,3 mln sztuk, co dawałoby łączną kwotę opłat na poziomie około 500 mln zł. Ministerstwo podkreśla, że w ocenie Światowej Organizacji Zdrowia ograniczenie dostępności ekonomicznej napojów alkoholowych, tj. oddziaływanie na cenę tych produktów, jest uważane za jedną z najskuteczniejszych metod mających na celu ograniczenie nadmiernego spożywania alkoholu. Zwraca też uwagę, że puste butelki po alkoholu stanowią „niepożądane zjawisko zauważalne na ulicach polskich miast”.
• • •
W niedzielę 2 lutego przeprowadzone w gminie Lubawka (woj. dolnośląskie) referendum w sprawie odwołania burmistrz Ewy Kocemby okazało się nieskuteczne. Do urn poszło 1357 mieszkańców, podczas gdy minimalna wymagana liczba głosów, by było ono ważne, wynosiła 2804. W sumie osób uprawnionych do głosowania było 8874, a wydano 1357 kart do głosowania. Za odwołaniem burmistrz Ewy Kocemby głosowało 1166 osób, a przeciw było 179 wyborców. Oddano tez 12 głosów nieważnych. Frekwencja w referendum wyniosła 15,29 proc. Według komitetu społecznego, który zainicjował referendum, pani burmistrz nie wywiązuje się z przedwyborczych zobowiązań, doprowadziła do wysokiego zadłużenia gminy, wydaje pieniądze na inwestycje, którym miejscowa społeczność jest przeciwna, i uprawia nepotyzm. Miała też prowadzić złą politykę kadrową i ignorować głos mieszkańców. Natomiast burmistrz Ewa Kocemba oceniała, że nie ma merytorycznych podstaw do referendum, a inicjatywa referendalna wynika z osobistej, prywatnej niechęci do niej, a nie z jej działań jako osoby publicznej i urzędnika. Wypada się z tą oceną zgodzić, gdyż w ubiegłym roku widziałem w internecie zdjęcia pani burmistrz umieszczane przez jej przeciwników, które celowo ukazywały ją w sytuacjach niekomfortowych i szpeciły jej wizerunek. A to miała zamknięte oczy, a to wyłapywano jakąś niezbyt fortunną minę. Uważam takie działania za zwykłe nadużycie, brak dobrego wychowania i niskie chwyty, niemające nic wspólnego z jakąkolwiek merytoryką i dobrym poziomem politycznej walki na argumenty. Ponadto włodarz gminy wybrany przez ludzi na swego przywódcę ma prawo tworzyć politykę kadrową, która jego zdaniem będzie najlepiej służyć gminie i miejscowej społeczności, a nie zatrudniać ludzi wskazywanych mu przez jakieś gremia. To prowadziłoby do anarchii. Warto także podkreślić, iż Ewa Kocemba nie zatrudnia w zarządzanej przez siebie gminie członków swojej rodziny i jej adwersarze powinni zajrzeć do słownika, aby dowiedzieć się, co oznacza słowo „nepotyzm”. Moim zdaniem gmina Lubawka w ostatnim czasie rozwija się całkiem dobrze – oczywiście biorąc pod uwagę środki finansowe, którymi dysponuje – a ludziom, którzy rzucają Ewie Kocembie kłody pod nogi po prostu brakuje elementarnej przyzwoitości, zwyczajnie klasy i kindersztuby. Na szczęście widać po wynikach referendum, że nie jest to tylko moje zdanie.
Podglądacz samorządowy