Jest tajemnicą poliszynela, że drzewa na ulicach zwiększają o 20 proc. przychody lokali usługowych, pod szpitalami pomagają zdrowieć, a przy szkołach przyswajać naukę. Mimo tego w polskich miastach wycinane są na potęgę. W latach 2011-2014 w miastach wojewódzkich wycięto ponad 800 tys. drzew, czyli prawie pół rezerwatu Białowieskiego Parku Narodowego. Tylko w roku 2015 w Krakowie wydano pozwolenia na wycinkę około 15 tys. drzew, a w Warszawie pozwolono wyciąć 16 tys. drzew i 12 tys. mkw. krzewów. W zamian inwestorzy zostali zobowiązani do posadzenia około 7,5 tys. drzew. Prawie za każdą wycinką idzie obowiązek nasadzeń zastępczych i czasami liczba drzew do posadzenia jest większa od liczby wyciętych. Ale nie chodzi tutaj o liczby, ale o to, że jedno dorodne drzewo jest cenniejsze niż kilka młodych sadzonek. Warto podkreślić, że np. w Zabrzu urzędnicy nawet nie wiedzą, ile drzew pozwolili wyciąć, a podobnie jest w Zamościu, Włocławku, Świnoujściu, Toruniu, Kielcach, Grudziądzu i Słupsku. Inwentaryzacji zieleni nie zrobiły też m.in. Białystok, Bydgoszcz, Chełm, Elbląg, Konin, Kielce, Nowy Sącz, Radom, Tarnów i Włocławek. Trwa inwentaryzacja zieleni w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu i Gliwicach.
• • •
Leżący na Szlaku Jagiellońskim Sandomierz przez setki lat rozwijał się świetnie, ale dzisiaj jest niewydolny komunikacyjnie. Miastu jak nigdy dotąd potrzebne są dobre połączenia drogowe i kolejowe. Widać to zwłaszcza podczas prób pokonania Wisły dzielącej miasto. Na drugą stronę rzeki samochody mogą przejechać tylko jednym mostem wybudowanym kosztem 80 mln zł w roku 2011. Jest też drugi most, ale wyłączony z użytku ze względu na fatalny stan techniczny. Jego remont planowany jest już od pięciu lat. Brakuje też prawdziwej obwodnicy miasta. Poza tym do Sandomierza trudno dojechać też koleją, bowiem dworzec znajduje się w prawobrzeżnej części miasta i tory zostały uszkodzone przez powódź w roku 2010. W Sandomierzu pociąg zatrzymuje się tylko w weekendy, dwa razy dziennie, w drodze z Warszawy do Przemyśla i z powrotem.
• • •
Wygląda na to, że nie będzie całkowitego zakazu tworzenia samorządowych szpitalnych spółek. Będzie je można zakładać pod warunkiem, że samorządy będą w nich miały co najmniej 51 proc. udziałów. W takich spółkach nie będzie wolno wypłacać dywidendy, a wszystkie zyski mają być przeznaczane na inwestycje lub podwyżki płac. Zakaz wypłaty dywidendy nie będzie jednak obowiązywać w lecznicach, które przekształcone zostały w spółki przed wejściem w życie nowelizacji.
• • •
We Wrocławiu rozsądek zwyciężył i jedna z ulic nazwana zostanie imieniem Wilhelma Grapowa, projektanta wrocławskiego Dworca Głównego. Komisja Kultury i Nauki Rady Miejskiej Wrocławia odrzuciła niedawno tę propozycję, mimo że Wilhelm Grapow był architektem wielu linii kolejowych na Śląsku, człowiekiem niezwykle zasłużonym dla śląskiego kolejnictwa i wrocławianinem rodem z Sycowa. Tomasz Małek, jeden z radnych przeciwny Grapowowi, argumentował odrzucenie projektu Komisji Nazewnictwa Ulic przy Towarzystwie Miłośników Wrocławia tym, iż architekt był Niemcem, a Wrocław trzeba spolszczać! A ja uważam, że w we Wrocławiu trzeba raczej walczyć z głupotą, jak widać dotykającą niemiłosiernie także niektórych miejscowych radnych. Warto też zaproponować owym nieznającym wielokulturowej historii miasta i ciężko myślącym rajcom, aby przemyśleli zaaplikowanie sobie elektrowstrząsów i lewatywy. Może wtedy nieliczne szare komórki zaczną spotykać się w ich główkach i zrozumieją, dlaczego inne wrocławskie ulice chlubią się swoimi szacownymi patronami – m.in. Robertem Kochem, Wilhelmem Roentgenem, Janem Sebastianem Bachem i Ludwigiem van Beethovenem.
• • •
Związek Nauczycielstwa Polskiego wyliczył, że cofnięcie sześciolatków do przedszkoli wymusi zwolnienie nawet 15 tys. nauczycieli. W tym roku szkolnym jest około 536 tys. pierwszaków, ale w przyszłym będzie ich tylko 200 tysięcy. Już wiadomo, że np. w Bydgoszczy trzeba zwolnić 90 nauczycieli, w Tychach 37, a w Szczecinie nawet 120. Poza tym dla nauczycieli, którzy przetrwają w pierwszych klasach, praca stanie się wręcz hardcorowa. W ławkach usiądą ze sobą trzy zupełnie różne grupy dzieci: siedmiolatki nieposłane przez rodziców rok temu (91 tys. z rocznika 2009), sześciolatki, których rodzice jednak je do szkoły poślą (najwyżej 100 tys. z rocznika 2010) oraz kilkanaście tysięcy tych, które będą powtarzać pierwszą klasę na życzenie rodziców.
• • •
Do prokuratury trafiło kolejne zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez burmistrza Łęczycy Krzysztofa Lipińskiego. Zawiadomienie złożyła Teresa Budzińska, żona Jana Budzińskiego, który był szefem kampanii wyborczej Lipińskiego w wyborach samorządowych. Po wygraniu przez Krzysztofa Lipińskiego wyborów na burmistrza, Jan Budziński został prezesem Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej, spółki należącej do miasta. Teresa Budzińska twierdzi, że burmistrz nachodził ją w domu i nękał telefonami celem wyłudzenia 50 tys. zł. Miało to być finansowe zadośćuczynienie za zatrudnienie Jana Budzińskiego na stanowisku szefa spółki komunalnej. Burmistrz Krzysztof Lipiński do winy się nie przyznaje. Prokuratura Rejonowa Łódź-Bałuty nie dopatrzyła się podstaw do wszczęcia śledztwa w zarzutach formułowanych wobec samorządowca przez małżeństwo Teresę i Jana Budzińskich.
Podglądacz samorządowy