Rozmowa z JAROSŁAWEM GŁOWACKIM, burmistrzem Międzyborza
– Jest pan burmistrzem już trzecią kadencję i ma pan spore doświadczenie samorządowe. Czy ma pan jakąś receptę na dobre zarządzanie gminą?
– To, moim zdaniem, suma wielu działań, lecz podstawą jest nieotaczanie się murem kompetencji, przepisów i poczuciem, że wszystko wie się najlepiej. Trzeba też potrafić ufać ludziom, z którymi się współpracuje, i dookoła szukać kontaktów. Zamknięcie się na świat w jakiejś swoistej pigułce – tylko w swojej gminie oraz najbliższym otoczeniu, i postrzeganie siebie jako nieomylnego – niczemu nie służy, a jest wręcz szkodliwe w zarządzaniu gminą.
– Zatem ważna jest otwartość.
– Oczywiście, lecz nie jakieś kombinowanie, tylko – w przypadku pozyskiwania zewnętrznych dofinansowań inwestycji – szukanie wszelkich możliwości dotacyjnych z wszystkich dostępnych programów i źródeł. Nie zamykamy żadnych furtek, ale nie otwieramy ich na siłę i nie szufladkujemy decydentów, ponieważ zmiany w polityce następują dość szybko, a gmina Międzybórz ma i będzie miała swoje potrzeby.
– Ale czasem bywa, że dofinansowania po prostu trzeba wydeptać i wyprosić w urzędach wojewódzkim czy marszałkowskim lub w Warszawie.
– Także czasami ugiąć kark i pobrudzić kolana. Co do dotacji, to oczywiście są nabory i konkursy, lecz te nabory są ograniczone ilościowo, a konkursów nigdy nie wystarcza dla wszystkich. Także warto wydeptywać partnerskie kontakty z ludźmi, którzy decydują o przyznawaniu finansowych grantów dla gminy. Jest tajemnicą poliszynela, że tak to właśnie wygląda.
– Czy w pracy samorządowej trzeba lubić ludzi?
– Oczywiście, i to nie tylko lubić, ale także szanować, i nie wolno się na ludzi obrażać. Przychodzą do mnie mieszkańcy naszej gminy z różnymi problemami i nie zawsze akceptują to, że na przykład sprawa jest niemożliwa do załatwienia przeze mnie z powodów formalnoprawnych, lub nie można naprawić czegoś od razu. Od początku mojego burmistrzowania w Międzyborzu nie trzymam się zasady przyjmowania petentów tylko w wyznaczonych godzinach. Drzwi do mojego gabinetu są zawsze otwarte dla mieszkańców, choć czasami – z różnych względów – jest to kłopotliwe. Sądzę też, że w gminach do 20 tys. mieszkańców trzeba znać każdy ludzki problem i wszystkie braki infrastrukturalne, aby móc je zniwelować.
– Z mieszkańcami trzeba i warto rozmawiać…
– Dialog bardzo ułatwia współpracę, a brak dialogu rodzi frustrację. Ludzie działają czasami bardzo emocjonalnie i potrafią nawet nakrzyczeć na mnie, nie mając do końca racji. Najprościej byłoby się obrazić, lecz tak postępować nie wolno włodarzowi gminy. Trzeba starać się zrozumieć człowieka, to, że ma trapiący go problem, że już wybierając się do urzędu jest zdenerwowany, a później nie potrafi się opanować. Zatem należy ze wszystkimi rozmawiać, nawet wtedy, gdy nie jest to łatwe i przyjemne.
– Włodarze gmin muszą dobrze dobierać sobie współpracowników…
– …bowiem praca w samorządzie jest pracą zespołową i burmistrz bez wspomagającej go kadry urzędniczej nic sam nie zdziała. Wystarczy popatrzeć na pozyskiwanie środków finansowych. Napisanie wniosków o dofinansowania i przypilnowanie ich realizacji wymaga sprawnego działania nawet kilku pracowników naszego urzędu. Dlatego też podstawą sukcesu samorządu jest odpowiedni i zgrany zespół ludzi w nim pracujący.
– Z radą też trzeba umieć współpracować, a każdy radny jest z innego sołectwa, które przecież jest dla niego najważniejsze.
– Niełatwo jest – a czasami jest to wręcz niemożliwe – realizować zasadę zrównoważonego rozwoju gminy, także dlatego, że na przykład nie da się wybudować szkoły czy przedszkola w każdej miejscowości, i nie można wszędzie zrobić wszystkiego. Na szczęście w naszej gminie radni rozumieją, że są sprawy najważniejsze dla całego miasta i gminy Międzybórz, i sprawy mniej ważne – oraz to, iż czasami takie czy inne sołectwo musi poczekać na swoją kolej. Dobro całej naszej społeczności jest jednak najważniejsze, bowiem pracujemy wszyscy na rzecz ogółu.
Rozmawiał Sławomir Henrykowski