Wiosna kojarzy się z czymś nowym, radosnym. I tak jest. Wiosna we wrocławskim zoo, a dokładnie mówiąc początek wiosny, stał pod znakiem narodzin małej żyrafy siatkowanej.
Żyrafy we wrocławskim ogrodzie zawsze wzbudzały zainteresowanie. No, bo to zwierzęta różniące się od innych. A dodatkowo mają w sobie coś cudownego. Te ruchy, ta gracja i w końcu te oczy. Jedyne takie, chciałoby się powiedzieć. Kto tego dotychczas nie zauważył i podczas spotkania z żyrafami zwracał jedynie uwagę na ich szyje, gorąco zachęcam do spojrzenia im w oczy…
No, ale wracam do narodzin w ogrodzie nad Odrą. Jak relacjonowała Agnieszka Chałupka, opiekunka zwierząt z wrocławskiego zoo, akcja porodowa trwała około 40 minut i przebiegała książkowo – bez komplikacji, chociaż żyrafy rodzą się w spektakularny sposób, bo wyślizgują się na ziemię z wysokości około 1,5 metra. Od razu też można było rozpoznać, że na świat przyszła samiczka.
Żyrafia córka Imary i Rafikiego otrzymała imię Inuki, co – jak informują pracownicy wrocławskiego ogrodu zoologicznego – w języku suahili oznacza „Zapach”.
– Wszystkie nasze żyrafy mają imiona, które pochodzą z języka suahili, którym posługują się mieszkańcy terenów w Afryce, gdzie występuje ten gatunek. Imara oznacza „Odwagę”, Rafiki „Przyjaciela”, Shani „Szkarłatną”, a Nala „Podarek”. Imię Inuki wymyślili koledzy, którzy obserwowali kondycję i zachowanie żyrafki po jej narodzinach – opowiada na stronie wrocławskiego ogrodu Agnieszka Chałupka.
– Przyzwyczailiśmy się myśleć o niektórych gatunkach zwierząt jako o stałych, pewnych elementach krajobrazu – mówi Radosław Ratajszczak, prezes wrocławskiego zoo. – W przypadku Afryki pierwsze skojarzenia to słoń, lew, hipopotam i właśnie żyrafa. Najczęściej w kontekście popkultury, czyli np. filmów takich jak „Król Lew”. Tymczasem bezpiecznych ostoi dla dzikich zwierząt już tam prawie nie ma. W miarę bezpiecznie żyją tylko na terenach parków i rezerwatów, które są ogrodzone, monitorowane i pilnowane przez uzbrojonych strażników. Mimo takich środków ochrony nie odnosimy sukcesów – liczebność tych zwierząt spada. Powodem jest przede wszystkim kłusownictwo i rozwój osadnictwa oraz transportu, ale nie tylko, bo również zmiany klimatu. Jeśli nie zaczniemy szerzej działać na rzecz ochrony przyrody, to pozostaną nam tylko filmy i ogrody zoologiczne by zobaczyć dzikie zwierzęta – dodaje dyrektor Ratajszczak.
Zresztą o problemach z ochroną zwierząt pisaliśmy w tym miejscu wielokrotnie. Podobnie zresztą jak i o tym, że właśnie ogrody zoologiczne, w tym wrocławskie zoo, prowadzą bardzo aktywną działalność związaną z ochroną dzikich zwierząt. Między innymi właśnie temu służy Fundacja Dodo, powołana do życia w 2016 roku. Jej celem jest ratowanie dzikich zwierząt w miejscu ich występowania.
– Nasza fundacja jest mała, ale bardzo prężnie działa. Nie dysponujemy wielkimi pieniędzmi, więc bardzo skrupulatnie nimi rozporządzamy. Przede wszystkim 96 proc. zebranych środków finansowych trafia bezpośrednio na ratowanie zwierząt, bo nie generujemy niemal wcale kosztów własnych. Współpracujemy tylko ze sprawdzonymi organizacjami, które faktycznie chronią zwierzęta. Wiemy, że powoli, ale systematycznie poprawiamy stan dzikiej przyrody w kilku rejonach świata, bo ważna jest ciągłość i systematyczność. Jednorazowe akcje niewiele albo nic nie zmieniają w dłuższej perspektywie – mówi Radosław Ratajszczak.
Warto wiedzieć, że każdy odwiedzający zoo również może wesprzeć działania, których celem jest ratowanie zagrożonych zwierząt. Wystarczy kupić o złotówkę droższy bilet wstępu („Zoo na ratunek”) i stać się uczestnikiem wielkiej akcji pomocowej.
(ipr)