Rozmowa z Ireną Rogowską, wójtem gminy Lubin
Irena Rogowska wójt gminy Lubin
– Lubin – i miasto, i gmina – zawsze kojarzył się ze sportem. Piłka nożna, ręczna… A co to znaczy: Polska gmina sportowa?
– Może to, że chcemy przegonić inne gminy na sportowym polu? Oczywiście chodzi o sport masowy, przede wszystkim o sport dzieci i młodzieży. Przy każdej szkole wybudowaliśmy nowoczesne, wielofunkcyjne boiska, choć niekoniecznie „orliki”. Ale nie tylko boiskami możemy się pochwalić, także zajęciami w salach gimnastycznych, bo każda szkoła ma też piękną salę gimnastyczną. Zatrudniamy instruktorów wielu dyscyplin sportowych – poza boksem – ale mocno stawiamy na łucznictwo. Mamy u nas mistrza Polski, uczestnika mistrzostw świata i Europy. Wokół jest właściwie tylko piłka nożna, więc chcemy stworzyć możliwości rozwoju dzieciom mającym inne sportowe zainteresowania i predyspozycje.
– Zaczęliśmy więc rozmowę od dobrych wiadomości. Następne też będą dobre?
– Tak, kolejna dobra wiadomość jest taka, że otworzyliśmy gimnazjum gminne i nabór już się odbył. Od 1 września działać więc będzie nasze własne gimnazjum, z pierwszymi klasami, drugie i trzecie są jeszcze w mieście.
– Czy teraz będzie kolejna dobra wiadomość, gdy zapytam – bo koniec półrocza za progiem – jak idzie realizacja budżetu?
– Będzie, bo wydajemy pieniądze zgodnie z planem. Półrocze to okres, gdy są absolutoria, gdy sprawozdaniami kończy się rok poprzedni i tu kolejna dobra wiadomość: wykonanie budżetu jest dobre, wydatki na poziomie 95 procent, dochody przekroczyły 100 procent. To świetny wynik, do tego znakomicie układa się współpraca z radą.
– Gdy wracałem z Johannesburga, gdzieś nad Europą zastanowiłem się, czy zastanę gminę Lubin tak, jak się z nią żegnałem. Jak wygląda sprawa zakusów miasta Lubin na wasze terytorium?
– Mnie ta historia mocno dziwi. Przecież dzisiejsze przepisy prawne pozwalają na wszelką współpracę, na współdziałanie, na przekazywanie sobie zadań na zasadzie dotacji czy pomocy finansowej… To wszystko jest możliwe! Tak zawsze przecież działaliśmy. Gdy otrzymałam od prezydenta Lubina pismo o projekcie wchłonięcia przez miasto naszej gminy, był to szok!
– Sądzi pani, że to początek kampanii wyborczej prezydenta Raczyńskiego? A może posłuchał złych doradców? Skąd taki pomysł?
– Taki proces w Polsce trwa. Gminy miejskie, otoczone gminami wiejskimi, chcą je wchłaniać. Miasta chcą mieć tereny pod duże inwestycje, bo u nich już się one kończą. Takie próby przejęcia wiejskich gmin były podejmowane w Zielonej Górze, w Głogowie, w Legnicy… W dwóch ostatnich przypadkach jest już rozporządzenie premiera, że nie wyraża zgody na takie zmiany. Owszem, bywa, że obie gminy chcą takiego połączenia i wtedy sprawa wygląda inaczej. Podobnie jak wtedy, gdy teren ma służyć obu partnerom, tak jak w Legnicy, gdzie chodziło o cmentarz. Jednak gdy rozmowy dotyczą cmentarza, czyli 50 ha, a wniosek został złożony na 500 ha, to różnica jest naprawdę zasadnicza!
– Bardzo ważną sprawą jest dla gminy Lubin także odkrywka… W październiku ubiegłego roku mieli zawitać do was członkowie Komisji Petycji przy Parlamencie Europejskim, ale sprawa się przeciągnęła.
– Mamy już potwierdzenie, że 30 maja przyjedzie do Polski Komisja Petycji i będzie wizytowała nasz teren. W pierwszym dniu wizyty planowane są spotkania z władzami wojewódzkimi, gospodarzami „odkrywkowych” gmin i ich społecznościami, a także z organizacjami, które są w koalicji „Rozwój Tak – Odkrywki Nie”. Sądzę, że po tych wszystkich spotkaniach, po prezentacji argumentów, Komisja Petycji podejmie decyzję, co dalej z naszą petycją. To nie jest jedyna petycja. W tej chwili petycje złożyły także gminy Brody i Gubin z Wielkopolski. Przedstawiciele tych gmin także będą uczestniczyć w spotkaniach.
– Jest pani optymistką i ma nadzieję, że wszystko pójdzie w dobrym kierunku?
– Głęboko wierzę w to, że przeważą argumenty oparte na zagrożeniach przyrodniczych i społecznych, jakie mogą tutaj wystąpić.
Rozmawiał Sławomir Grymin (TS)
Tekst ukazał się w „Gminie Polskiej” nr 1/2013