wtorek, 10 grudniaKrajowy Przegląd Samorządowy
Shadow

Kiedy szaro i ponuro…

Tysiące osób odwiedzają każdego dnia to miejsce. I ja się wcale temu nie dziwię. Co więcej – moim zdaniem zima to bardzo fajny czas, by tu zajrzeć.

Już ponad pięć lat temu autorka bloga „Dzieciaki na trzepaki” gorąco zachęcała rodziców, by wzięli swoich podopiecznych i właśnie zimą powędrowali do ogrodu zoologicznego. W tym konkretnym przypadku chodziło o warszawskie zoo, bo autorka była z Warszawy. Ja – ponieważ jestem z Wrocławia – zachęcam do odwiedzenia ogrodu w stolicy Dolnego Śląska. Wiem, że jest to miejsce znane dzisiaj w całej Polsce (tu ukłon w stronę prezesa wrocławskiego zoo Radosława Ratajszczaka, który w trakcie swojej 15-letniej kadencji stworzył znakomitą placówkę edukacyjną, naukową, wspierającą ochronę zwierząt), ale zachęt nigdy za wiele. Tym bardziej, że niektórym wydaje się, że jeśli zoo, to tylko wtedy, gdy jest ciepło. A to nie tak.

Fot: Rafał Tlak

Wspomniana już przeze mnie autorka bloga „Dzieciaki na trzepaki” słusznie przekonuje, że to wtedy, kiedy wokół ciemno, szaro i ponuro za oknem, wycieczka do zoo nabiera dodatkowych plusów. Przede wszystkim zamiast siedzieć w domu możemy aktywnie i mądrze spędzić czas. Poza tym zima to czas, kiedy w zoo jest jednak mniej odwiedzających (m.in. mniej osób przyjeżdża spoza Wrocławia). A jak nie ma tłumów, to dużo więcej można zobaczyć. Nic nas niepotrzebnie nie rozprasza. Spokojnie możemy przeczytać udostępnione informacje o zwierzętach. Łatwiej również dostać się na pokazy karmienia. Zima to również czas, by obserwować zwierzęta w innych warunkach. W przypadku wrocławskiego ogrodu to także niezwykła okazja, by przenieść się z zimnego świata do słońca i tropików. Całkiem niezłe grzanie czeka nas bowiem w Afrykarium. Każdy kto tam był marzy o powrocie, o tym, by jeszcze raz odwiedzić to niezwykłe miejsce. I nie tylko dlatego, że jest tam ciepło…

Afrykarium we Wrocławiu to prawdziwa przygoda. W jednym miejscu mamy możliwość poznania niezwykłego świata Morza Czerwonego. Odwiedzimy Afrykę Wschodnią. Zanurzymy się (tak, tak) w głębinach Kanału Mozambickiego (tak blisko rekinów i płaszczek pewnie nie byliście). Jest też kongijska dżungla… Trudno to wszystko opisać w kilku zdaniach. Koniecznie trzeba tu przyjść.

Oczywiście poza Afrykarium też jest moc przyrodniczych atrakcji. Dlatego, planując wizytę w ogrodzie, musicie przeznaczyć na to kilka godzin. Trzeba się napatrzeć, poprzyglądać, porobić zdjęcia i notatki… Przy odrobinie szczęścia spotkacie też opiekunów zwierząt, którzy na pewno chętnie opowiedzą wam o tych pełzających, skaczących, latających, biegających, pływających, którymi na co dzień się opiekują.

Oczywiście nie sposób podczas jednej zimowej wizyty poznać wszystkich mieszkańców wrocławskiego zoo. Ogród w stolicy Dolnego Śląska jest bowiem domem dla ponad 12 tys. zwierząt, przedstawicieli 1100 gatunków. Trzydzieści trzy hektary w sercu Wrocławia to dom dla zagrożonych gatunków zwierząt, w którym za każdym razem można zaobserwować coś całkiem nowego. Tym bardziej, że cały czas przybywa nowych lokatorów. Tylko w ostatnich tygodniach urodziły się tutaj gwanako andyjskie (to przodek lamy), urocza sajmiri wiewiórcza (gatunek małpy z dorzecza Amazonki), jaszczurka ostrobrzucha (w naturze występuje tylko w Kenii i Tanzanii, ten „miniaturowy smok” jest gatunkiem zagrożonym wyginięciem) i gibon białopoliczkowy (przedstawiciel krytycznie zagrożonego gatunku; w środowisku naturalnym występuje tylko na terenie Wietnamu i Laosu).

Zoo to przygoda na wyciągnięcie ręki. Pamiętaj.

(tmt)