Takie wystawy jak „Sztuka pomagania”, która do 23 kwietnia prezentowana jest we wrocławskim Muzeum Narodowym, są wydarzeniami szczególnymi, wyjątkowymi. Nie sposób przejść obojętnie obok tych, którzy są autorami pokazywanych tam grafik, jak i obok tych, dzięki którym doszło do zorganizowania tego pokazu.
Kiedy się wszystko zaczęło? Dość dawno, bo wszystko potrzebuje czasu. A idea „Sztuki pomagania” zrodziła się w głowie Michała Krasnosielskiego, z wykształcenia historyka sztuki, ale chyba przede wszystkim koordynatora wolontariatu i opiekuna medycznego w Bonifraterskim Centrum Opieki Hospicyjnej. Jak sam mówi, zainspirował go dr Jan Siestrzyński, który pod koniec XIX wieku w warszawskim Instytucie dla Głuchoniemych zorganizował pracownię litograficzną, a w jej działanie zaangażował swoich podopiecznych. Okazało się, że to doskonały pomysł na aktywizowanie osób chorych i ukierunkowanie ich uwagi na celowe działanie, co przyczynia się do poprawy ich ogólnej kondycji.
I tak właśnie doszło do wrocławskiej wystawy w Muzeum Narodowym, na której pokazywanych jest 30 prac, przygotowanych w technice akwaforty. Grafiki powstawały przez ponad 12 miesięcy. Najczęściej wybieranym przez pacjentów tematem grafik były motywy inspirowane naturą – martwą i ożywioną, choć nie zabrakło również wzorów abstrakcyjnych. Pierwsze szkice powstawały zwykle na papierze, tworząc szablon do odwzorowania. Przenosząc wybrane ilustracje na płytki, pacjenci zwykle pracowali samodzielnie, czasami tylko z nieznaczną pomocą koordynatorki zajęć. Grafiki prezentowane na wystawie są unikatowe. Praca nieprofesjonalnych artystów z Bonifraterskiego Centrum Opieki Hospicyjnej jest jednak czymś więcej niż jedynie wielkim zaangażowaniem nad tworzeniem często bardzo ciekawych prac plastycznych.
– Pacjenci Hospicjum Bonifratrów włożyli wiele trudu w wykonanie tych grafik, pracując często po kilka dni nad jedną. Pewnym paradoksem tych rycin jest to, że im bardziej krzywe są ich linie, tym więcej wysiłku kosztowały one swojego twórcę – mówi Michał Krasnosielski, pomysłodawca wystawy. – Jednak głównym celem zorganizowania tej wystawy było stworzenie okazji dla naszych pacjentów do pomocy drugiemu człowiekowi. Wszystkie prace pokazywane na wystawie zostaną przekazane na licytację, z której pieniądze trafią do Wrocławskiego Hospicjum dla Dzieci. Tym samym ci, którzy zwykle korzystają z pomocy innych, tym razem sami ofiarują tę pomoc – dodaje Michał Krasnosielski.
– Dzięki tej akcji osoby, o których na co dzień myśli się, że potrzebują pomocy, mogą dać coś innym. To jest bardzo cenne. Łamiemy pewien stereotyp. Każdy człowiek niezależnie od swojej sytuacji życiowej może pomóc innym – mówi Ada Kamińska, reprezentująca Fundację Wrocławskie Hospicjum dla Dzieci, beneficjenta całego przedsięwzięcia.
„Sztuka pomagania” ma stać się również promocją ruchu hospicyjnego, którego celem jest prowadzenie dialogu na temat hospicjum oraz obalanie stereotypów z nim związanych. Wystawa jest dobrą okazją do zdobycia wiedzy o jedynym stacjonarnym we Wrocławiu hospicjum dla dorosłych. – Wśród autorów pokazywanych prac wielu nie ma już wśród nas, oni już umarli, ale zostawili po sobie nie tylko prace artystyczne, lecz także niezwykły ślad – chęć pomagania innym, i szczególną intencję, aby ten swój dramat, z którym się zmagali, przekuć w odrobinę dobra – mówi Piotr Oszczanowski, dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
Oczywiście „Sztuki pomagania” nie byłoby, gdyby nie wielka pomoc płynąca z różnych stron. Grafiki, które możemy oglądać we wrocławskim Muzeum Narodowym, powstały dzięki zaangażowaniu wielu osób i instytucji. Swój wielki wkład ma między innymi Paulina Partyka, która w hospicjum prowadzi terapię zajęciową. Merytorycznie projekt z ramienia wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych wspierała dr Agata Gertchen. Z ramienia Muzeum Narodowego nad całością czuwał Grzegorz Wojturski. Pracownia Grafiki Warsztatowej ASP zadbała o przeszkolenie pacjentów w technice akwaforty, dbała o potrzebne materiały, przygotowanie odbitek grafik. Same zaś prace powstały na papierze czerpanym, dostarczonym przez Muzeum Papiernictwa w Dusznikach-Zdroju, które od samego początku – jak zaznacza Michał Krasnosielski – wspierało ten projekt. Pomocy przy organizacji udzieliły również spółki WiLabs z Owsianki i wrocławska Pro4People.
Wystawa we wrocławskim Muzeum Narodowym to także dowód na to, że wszystko musi mieć fundament etyczny, instytucje muszą działać w przestrzeni wartości. Jak mówi ojciec Maciej Zięba, dominikanin, naszemu codziennemu życiu społecznemu potrzeba nadania silnego wymiaru moralnego. Moim zdaniem „Sztuka pomagania” – dzięki wielu ludziom i instytucjom – na pewno wpisuje się w taki obraz.
Tomasz Miarecki
Grafiki można oglądać w Muzeum Narodowym we Wrocławiu (sala 216) od 5 do 23 kwietnia. Ich aukcja rozpocznie się 23 kwietnia o godz. 16.
www.mnwr.art.pl
www.muzeumetnograficzne.pl
Potrzeba cierpliwości
Fragment wywiadu z panem Franciszkiem Wronką, który uczestniczył w projekcie od samego początku. Pytania ułożone zostały przez wolontariuszkę hospicjum Hannę Krzyżosiak
– Czy kiedykolwiek wcześniej np. w dzieciństwie, młodości interesował się pan sztuką, rękodziełem albo działaniami artystycznymi?
– Nigdy się tym nie interesowałem. Nie miałem ku temu żadnej sposobności. I dopiero tutaj, podczas choroby, spodobało mi się i zacząłem uczyć się akwaforty.
– Czy technika akwaforty jest trudna?
– Nie jest trudna, ale wymaga cierpliwości. I bez nerwów. Dokładne wykonanie pochłania bardzo dużo czasu. Trzeba wytrwałości. Dużo czasu zajmuje zrobienie jednego rysunku. Nie jest to takie łatwe, jak się zdawało przy pierwszym moim rysunku przedstawiającym delfina. Nauczyłem się dopiero przy drugiej partii, rysując bobra, punktowo, „kropkowo”. Zajęło mi to cztery tygodnie. Pracowałem po dwie godziny, więcej nie, bo wzrok słaby, a mam tylko jedno oko.
– A skąd pan czerpał inspiracje na tematy swoich prac?
– Akwafortę poznałem dzięki pani Agacie Gertchen, to ona mi wytłumaczyła, na czym to polega. Nigdy wcześniej tego nie widziałem, ani w żadnych szkołach, ani w zaocznym technikum, gdzie rysunek miałem tylko przez rok. Wszystkie te zwierzęta wybierałem i zrobiłem na wzór z pewnej książki. Potem wybrałem sobie konia i zrobiłem dwie prace. Drugi ładnie wyszedł, pierwszy nie. Potrzeba trochę wprawy. Nie wolno się spieszyć. Lepiej robić dwa, trzy dni dłużej. Jeśli oko mnie boli, przestaję. Im dłużej, dokładniej, tym ładniej wszystko wychodzi po wytrawieniu. Dopiero jak płytkę wytrawią i przyjdzie odbitka, wtedy widać, czy poświęciło się temu odpowiednio dużo czasu.
– Jak długo, średnio, pracuje się nad taką jedną pracą?
– Według tego, co ja robiłem, to przynajmniej trzeba 12-14 godzin, żeby to dokładnie wszystko wypełnić.
– Namawiał pan innych pacjentów do włączenia się w ten projekt?
– Tak, Andrzeja, ale był tu krótko, był bardzo chory (autor dwóch grafik, które znalazły się na wystawie: „Widok ze słońcem” i „Śnieżka”).
– Czy podobają się panu grafiki stworzone w ramach projektu przez wszystkich autorów?
– Podobają mi się. Jest parę ładnych prac. Moja podoba mi się jedna. A pozostałe to teraz inaczej zacząłbym robić. Ten konik i bóbr wyszły estetycznie, ale dużo czasu temu poświęciłem. W domu mam ich fotografie, jako pamiątkę.