Czy był fenomenalny? Niech każdy przekona się sam. Zachęcając do odpowiedzi na to pytanie, mogę jedynie zapewnić wszystkich, że nie był sztampowy, byle jaki, nudny, banalny, stereotypowy, marginalny… Resztę każdy musi uzupełnić sam (o ile oczywiście chce). A chodzi o Zdzisława Beksińskiego.
Dzisiaj nazwisko Beksiński nawet dla średnio zorientowanych w tym, co jest wokół, jest prawdopodobnie znane. Przed laty moje pokolenie kojarzyło głównie Tomasza Beksińskiego (syna Zdzisława), autora niezapomnianych audycji radiowych i mistrzowskich tłumaczeń list dialogowych w filmach, w tym przede wszystkim produkcji grupy Monty Pythona. Dzisiaj, prawdopodobnie dzięki książce Magdaleny Grzebałtowskiej „Beksińscy. Portret podwójny” i filmowi Jana Matuszyńskiego „Ostatnia rodzina”, o Beksińskich wie się nieporównywalnie więcej, w tym oczywiście o Zdzisławie Beksińskim, który już za życia był bardzo cenionym artystą.

I właśnie Zdzisławowi Beksińskiemu poświęcona jest wystawa w Pawilonie Czterech Kopuł, oddział Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Wernisaż wystawy „Fenomenalny. Zdzisław Beksiński” odbył się na krótko przed świętami wielkanocnymi, a to, co tam jest, zobaczyć można do 24 sierpnia. A co przygotowała kuratorka tej prezentacji Aleksandra Szwedo? Tym razem zdjęcia, czyli chyba trochę mniej znaną część twórczości Beksińskiego, który jednak jest kojarzony przede wszystkim z surrealistycznymi obrazami i licznymi grafikami.
Dlaczego w Pawilonie Czterech Kopuł postanowiono pokazać akurat zdjęcia Zdzisława Beksińskiego? Na pewno jednym z powodów jest to, że to właśnie do Muzeum Narodowego we Wrocławiu, dzięki inicjatywie i staraniom Adama Soboty, kustosza Działu Fotografii, trafił w 1975 roku znaczny, bo liczący kilkaset fotografii, fragment dorobku fotograficznego Beksińskiego. Zbiór prac Zdzisława Beksińskiego we Wrocławiu ustępuje wielkością tylko zbiorom sanockiego muzeum, któremu Beksiński zapisał w testamencie całe swoje archiwum fotograficzne (właśnie mija 20. rocznica tragicznej śmierci artysty). Zapewne inspiracją do tej wystawy było też pokazanie, że Beksiński jako twórca posługujący się aparatem fotograficznym (zaprzestał tej działalności w latach 60. ubiegłego wieku) był kimś wyjątkowym. Osobiście poważnie zastanawiam się, czy jego fotografie nie budzą u mnie większych emocji niż jego obrazy (te bowiem, chociaż perfekcyjne od strony technicznej, często mnie irytują i męczą).

Na wystawie w Pawilonie Czterech Kopuł we Wrocławiu obejrzymy około 200 zdjęć Zdzisława Beksińskiego, fragmenty jego amatorskich filmów, zestawienie jego prac z twórczością Jerzego Lewczyńskiego i Bronisława Schlabsa (trójka reprezentantów antyfotografii). Pewną niespodzianką (wizualnie ciekawą, ale chyba również troszkę „naciąganą”) jest wprowadzająca do wystawy „Bryła życia” Normana Leto, która z założenia ma być wizualizacją biografii Zdzisława Beksińskiego.

Pokazywane fotografie Zdzisława Beksińskiego znacznie się od siebie różnią. Zobaczyć można na przykład bardzo wczesne jego zdjęcia z Sanoka. Ulice, pejzaże, domy… To nie jest jednak reporterka młodego posiadacza aparatu fotograficznego, ale bardzo osobiste widzenie tego, co wokół. To dokumentacja sanockiego świata, ale przekształcona (nie mylić z udziwnieniem). Jak mówił sam Beksiński: „Moja nieśmiałość powodowała, że nie mógłbym robić klasycznej fotografii. Moje zdjęcia to była od początku do końca kreacja, i to kreacja plastyczna”. Idąc dalej po wystawie, spotykamy się z jego portretami (czy też antyportretami), zestawami fotograficznymi… Jest też trochę brutalizmu, ale na pewno nie jest to aż tak mroczne i przerażające jak duża część jego obrazów i grafik. Wrocławska wystawa trochę weryfikuje ocenę Zdzisława Beksińskiego, jaką wielu wynosi na przykład po obejrzeniu ogromnej kolekcji prac zgromadzonych w Sanoku. I chyba jednak pokazuje go jako fenomenalnego
poszukiwacza obrazu.

Przy okazji warto zaznaczyć, że wystawa „Fenomenalny. Zdzisław Beksiński” to indywidualny debiut kuratorski Aleksandry Szwedo z Działu Fotografii Muzeum Sztuki Współczesnej, oddziału Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Nie będzie żadną przesadą jeżeli powtórzymy za szefostwem wrocławskiej placówki, że kuratorka zmierzyła się z legendą wyjątkowego artysty, korzystając z pomocy znawców jego sztuki fotograficznej – i osiągnęła swój cel. Wystawa w Pawilonie Czterech Kopuł jest rzeczywiście opowieścią o niezwykłym świecie artysty. Świecie, który się zmieniał (tak jak jego podejście do aparatu fotograficznego i jego możliwości), będąc jednocześnie bardzo osobistym, intymnym nawet śladem utrwalanym na papierze fotograficznym.

Zaznaczmy też, że wyróżnikiem wrocławskiej wystawy fotografii Beksińskiego jest to, że prezentowane na niej są wyłącznie osobiście wykonane przez Beksińskiego odbitki zdjęć, i to takie, które on sam uznał za najlepsze.
Tomasz Miarecki