środa, 24 kwietniaKrajowy Przegląd Samorządowy
Shadow

Europa nam dziczeje

Rozmowa z RADOSŁAWEM RATAJSZCZAKIEM, prezesem zarządu ZOO Wrocław sp. z o.o.

Czego dotyczy akcja wrocławskiego zoo „Dzikie w mieście?”

Radosław Ratajszczak
Radosław Ratajszczak

– Zanim człowiek osiadł nad Odrą jako gatunek stacjonarny, który wybudował swoje środowisko, czyli osiedla i miasta z czasem wyposażone w zdobycze cywilizacji, tutaj żyły zwierzęta.

Od tysięcy lat…

– …a niektóre nawet od milionów. Ludzie polowali na nie, niektóre gatunki wytępili, jak np. tarpany, tury i żubry, a inne zwierzęta schroniły się w leśnych ostępach – np. wilki i niedźwiedzie, które wycofały się w góry i na wschód. Ponadto przywieźliśmy gatunki zwierząt, których wcześniej u nas nie było. Przykładem niechaj będzie wróbel, który wcześniej nie bytował u nas, bowiem wywodzi się z Afryki Północnej i południowej Hiszpanii, skąd kolonizował Europę, używając miast, w których jest cieplej, gdzie łatwiej jest przezimować i gdzie zawsze można spotkać jakieś resztki pokarmu. Chcę też podkreślić, iż teraz obserwujemy powtórne zdziczanie Europy.

Na czym ono polega?

– Wiele gatunków zwierząt zaczęło rekolonizować tereny dawno przez nie utracone i przykładem niechaj będzie to, iż w okolicach Wrocławia mamy wilki. Ale są one dzisiaj także wokół innych polskich miast, a przecież po wojnie wilki przetrwały w zasadzie jedynie w Bieszczadach i Puszczy Białowieskiej – i było ich łącznie około trzydziestu.

Dzisiaj w Puszczy Białowieskiej jest pięć wilczych watah liczących łącznie około pięćdziesięciu osobników.

– W pewnym okresie wilki objęto ochroną, później zorientowały się, iż w okolicach miast nikt na nie nie poluje, a przecież pod nosem jest tam sporo łatwego do zdobycia jedzenia – psów domowych i kotów oraz odpadków. Drugim przykładem są dziki, będące oportunistami jedzącymi wszystko. A od czasu gdy powstały gigantyczne uprawy kukurydzy, to dzika w lesie nie można było spotkać, ponieważ żył on do później jesieni w zasadzie tylko na tych kukurydzianych polach. Natomiast teraz znalazły sobie także miasta, gdzie nikt do nich nie strzela, a jest sporo łatwego do zdobycia jedzenia. Następnym przykładem jest kuna domowa, czyli kamionka…

– …którą spotkałem w południe przy ul. Traugutta we Wrocławiu.

– Po wojnie kamionka była w Polsce bardzo rzadka. U nas są dwa gatunki kun – właśnie kamionka i kuna leśna, tumak. Kamionka – jak sama nazwa wskazuje – żyła w środowiskach, w których były skałki i kamienie, i właśnie tam zakładała swoje legowiska, gdzie odchowywała potomstwo. Myśmy zbudowali jej właśnie takie środowisko z górkami i ukryciami na strychach i stopniowo kamionka stała się dominującym gatunkiem. Teraz tumak leśny jest rzadki, ponieważ jest coraz mniej starodrzewu i dziupli. Generalnie miasta dzisiaj stały się źródłem desantu wielu gatunków zwierząt.

Późnym wieczorem na wrocławskim Rynku pojawił się kiedyś borsuk.

– Borsuki też się udomawiają, wędrują wzdłuż rzeki i ten akurat mógł trochę zabłądzić. We Wrocławiu borsuki są prawie wszędzie, ale rzadko je widzimy, ponieważ są zwierzętami nocnymi.

A wydry?

– W Polsce są wszędzie i generalnie bytują wzdłuż wszystkich naszych rzek i kanałów. Tak jak zresztą pospolite bobry, które można napotkać nawet w centrum miast. Zatem jest fajnie, lecz ludziom trzeba uzmysłowić to, że zwierzęta nie są naszymi wrogami. Odseparowaliśmy się od przyrody i zaczęliśmy się bać zwierząt…

– …na co miały wpływ także bajki, np. o Czerwonym Kapturku.

– Po wojnie nie odnotowano nawet jednego śmiertelnego ataku wilka na człowieka. A na wiosnę, jak żmije kończą okres hibernacji i są bardzo aktywne, to pojawiają się tytuły w gazetach mówiące o inwazji żmij. Ale to przecież żadna inwazja, bowiem one tam zawsze były. Te artykuły i głupie przekazy w innych mediach są bardzo niebezpieczne dla zwierząt. Przed trzema dniami Lasy Państwowe, które powinny chronić środowisko naturalne, pozwoliły sobie na opublikowanie artykułu pt. „Kropla, która zabija”. Opisano w nim chrząszcza – majkę lekarską wyposażoną w broń chemiczną. Ale żeby owad ten mógł zabić człowieka, to trzeba by zjeść ich ze dwa kilo.

Wszystkie polskie pająki są jadowite, ale żaden z nich nie jest niebezpieczny dla ludzkiego życia, bowiem to nie są takie pająki jak na przykład wałęsak brazylijski…

– …ale po takich artykułach ludzie zaczynają się bać i wszystkie czarne żuki będą ginąć pod butami. Właśnie dlatego nasza kampania ma pokazać, że żyjemy w sąsiedztwie zwierząt, które w niczym nam nie zagrażają, a także, jak się zachować, gdy np. napotkamy dzika lub wilka, które są normalnymi elementami przyrody. Sądzę, że gdzieś za 20 lat na obrzeżach Wrocławia będziemy mieli niedźwiedzie, które dzisiaj szybko rekolonizują utracone tereny i już dzisiaj czasami pojawiają się w Sudetach.

Niedawno wójt gminy Kłodzko Zbigniew Tur pokazał mi film, na którym ryś wędrował sobie w południe przez pole.

– Rysie rekolonizują zachodnią Polskę, ale dotarły także do puszcz – Noteckiej i Szczecińskiej. Zatem spotkanie z rysiem niebawem nie będzie należało do takich wielkich rzadkości, jak to jest dzisiaj. Są też nowi przybysze, tacy jak np. szakal złocisty, który przywędrował do Polski z krajów bałkańskich.

Jest też u nas szop pracz…

– …a to za sprawą Niemców. Spodziewamy się też dużego nalotu papug aleksandrett obrożnych, które w Polsce są już gatunkiem lęgowym i za chwilę będą ich setki, co na pewno nie spodoba się sadownikom. A my doceniajmy to, że zwierzęta się do nas przyzwyczaiły i np. w Anglii odbywa się ciekawy proces samoudomowienia lisa, na którego się intensywnie polowało. A dzisiaj często, jeśli ktoś zostawi otwarte drzwi do ogródka, to później spotyka lisa wylegującego się na kanapie. Jeśli napotkamy lisa i on nie ucieka, to nie bójmy się go, bowiem on nie ma powodu do ucieczki. Lisy już się ludzi po prostu nie boją i są coraz bardziej oswojone i przyzwyczajone do ludzi. A w Polsce w zasadzie już nie ma wścieklizny.

Odwiedzajmy też wrocławskie zoo…

– …w którym jest coraz więcej zwiedzających, bowiem wszystko wraca do normalności. Serdecznie wszystkich zapraszamy!!!

Rozmawiał Sławomir Grymin