Jak wygląda ogród zoologiczny jesienią? Trochę bardziej nostalgicznie niż wiosną i latem, ale również ciekawie. Mamy krótszy dzień, a więc i mniej czasu na spacery wśród zwierząt. Warto zatem wcześniej zaplanować naszą marszrutę po ogrodzie.
Naszym zdaniem warto w planach odwiedzenia wrocławskiego zoo zwrócić uwagę między innymi na Miśka. Nie należy go jednak mylić z żadnymi niedźwiedziami (które też są w ogrodzie nad Odrą). Misiek, o którym wspominamy, to bardzo rzadka afrykańska antylopa bongo. Ten konkretnie osobnik przyjechał do wrocławskiego zoo z Gdańska. Jak informują pracownicy ogrodu, do samca wkrótce dołączą dwie samice, z którymi stworzy stado. Mamy nadzieję, że w przyszłości doczekamy się potomstwa, gdyż jest to krytycznie zagrożony wyginięciem gatunek. W naturze pozostało mniej niż 140 tych antylop. Co ciekawe, w ogrodach zoologicznych osobników tego konkretnego podgatunku jest ponad 400, a więc wielokrotnie więcej niż w naturze. Bongo leśne ma dwa podgatunki: nizinny (Tragelaphus eurycerus eurycerus) z populacją liczącą 15-25 tysięcy osobników i górski (Tragelaphus eurycerus isaaci), którego w naturze zostało mniej niż 140 osobników. Misiek jest przedstawicielem krytycznie zagrożonego bongo górskiego.
Bongo leśne to duży ssak, największa leśna antylopa afrykańska. Samiec potrafi osiągnąć masę 250 kg. Zarówno samica jak i samiec posiadają rogi. Na ciele bongo możemy zauważyć charakterystyczne cienkie białe pasy na brązowej sierści. Dzięki nim bongo trudno pomylić z jakimkolwiek innym zwierzęciem. Naprawdę warto się z nim spotkać.
Podczas wizyty w ogrodzie nie pomińcie również ptaszarni. Ptaki zawsze wzbudzają duże zainteresowanie, ale teraz warto tam zajrzeć, bo być może uda się wam dostrzec małe puchoczuby, które nie tak dawno wykluły się we Wrocławiu. Potrzebowały one nieco pomocy człowieka, bo rozwijały się w inkubatorze. Jak mówią ich opiekunowie, pisklęta dosłownie rosną w oczach i mają wilczy apetyt, zyskując 1,5 grama masy ciała dziennie.
Puchoczuby to ptaki z rodziny kurowatych, które wykluły się we Wrocławiu po raz pierwszy od wielu lat. Dotychczasowe próby pozostawienia zapłodnionych jaj puchoczubów w wolierze nie przyniosły piskląt. Matka nie zdążyła ich wysiedzieć, bo atakowały je inne ptaki z tej samej woliery, głównie tacy oportuniści pokarmowi jak szpaki balijskie i słodniki. Puchoczuby dzielą wybieg także z treronami różowopierśnymi, korońcami plamoczubymi, pstropiórami i sroczkiem białorzytnym. Puchoczuby swoją nazwę wzięły od charakterystycznego czuba na głowie, którego młode osobniki niestety nie mają. Mają za to szpony, więc nie do końca pasuje do nich ich druga nazwa – bezszpony. Trzecia nazwa to kuropatwy koroniaste, bo rzeczywiście czub na ich głowie przypomina koronę. Jak dorosną, na pewno uda się ją zobaczyć…
Pisząc o wrocławskim zoo trzeba też wspomnieć o nagrodach, jakie całkiem niedawno otrzymał Radosław Ratajszczak, szef wrocławskiej placówki do lutego tego roku. Wieloletni dyrektor, a następnie prezes wrocławskiego zoo, został uhonorowany nagrodą Heiniego Hedigera przyznawaną przez WAZA (Światowe Stowarzyszenie Ogrodów Zoologicznych i Akwariów). Jest to najważniejsza nagroda WAZA, porównywana do biologicznego Nobla. Doceniono zaangażowanie Radosława Ratajszczaka w poprawę standardów światowych ogrodów zoologicznych. Podkreślono także zaangażowanie w programy ochrony gatunkowej w krajach Azji Południowo-Wschodniej.
(ipr)