Cisek – Czissek
Rozmowa z wójtem gminy Cisek Alojzym Parysem
– Postanowił pan nie kandydować na wójta gminy Cisek, którym pan był przez wiele lat. Na pewno ta praca pomogła panu lepiej poznać miejscową społeczność. Z jakimi ludźmi miał pan do czynienia?
– Mieszkają w naszej gminie dobrzy, pracowici i sprawdzeni ludzie, którzy sobie doskonale radzą w życiu, nawet gdy przyjdzie nie najlepszy czas. Przecież społeczność naszej gminy spotykały dramatyczne, kryzysowe sytuacje – powodzie i huragany, a ludzie nigdy się nie poddawali, potrafili walczyć z tymi żywiołami i po ciężkich chwilach wracać do normalnego życia. I choć czasami było im trudno, to nigdy nie spotkałem się z wyrzutami naszych mieszkańców, że to, co się stało – że wylała Odra lub przyszła nawałnica – jest moją winą, ponieważ źle pracowałem.
– Jakie były początki pańskiego wójtowania w Cisku? Czy wtedy pracowało się lepiej niż dzisiaj?
– Na początku pracowało się znacznie lepiej, były to początki samorządności w Polsce i samorządy były wtedy naprawdę samorządami, tak jak to w mądrych książkach niegłupi ludzie piszą… Samorządy były przede wszystkim niezależne od władzy centralnej, co nie oznacza, że robiliśmy wszystko to, na co mieliśmy ochotę. Działaliśmy przecież w ramach obowiązującego prawa, ale wtedy w samorządach panował prawdziwy entuzjazm, nawet powiedziałbym – euforia. I chciało się pracować. Oczywiście byłem wtedy znacznie młodszy i chciałem zmieniać świat. I ten świat rzeczywiście się zmieniał! Byłem sekretarzem gminy Cisek, ta funkcja mi odpowiadała, ale mój poprzednik poszedł na emeryturę i radni przekonali mnie do tego, abym kandydował na wójta. Krótko mówiąc, dostrzeżono we mnie jakiś potencjał i ludzie chcieli, żebym tym wójtem został. To jest dla mnie ogromna satysfakcja.
– To czas finansowych środków przedakcesyjnych.
– I tych pieniędzy było bardzo dużo. Można było z nich dobrze skorzystać, co nam się nieźle udawało, i w tym czasie osiągnęliśmy niemały sukces. Na początku kształtowania się samorządności w naszym kraju jeździliśmy na bardzo ciekawe szkolenia zagraniczne i krajowe i była to szkoła życia, która pozwoliła wykreować obraz gminy, jaki się chciało. Miałem też wizję rozwoju naszej gminy, którą mogłem realizować przy pomocy Rady Gminy w Cisku. Chcę też podkreślić, że podczas mojego wieloletniego wójtowania nigdy nie współpracowałem ze złą, kłótliwą, rozpolitykowaną i niemerytoryczną radą gminy. Zawsze potrafiliśmy ze sobą rozmawiać, osiągać kompromisy i szukać konsensusu. Dlatego w tej gminie było zawsze dobrze…
– …choć czasami przychodziły chwile straszne i tragiczne – powodzie i nawałnice. Przecież gmina Cisek była jedną z najbardziej poszkodowanych przez powódź tysiąclecia gminą w Polsce.
– Rzeczywiście, to był dla nas straszny czas, ale potrafiliśmy go przeżyć i zawsze trzeba było myśleć o przyszłości, iść do przodu i nie poddawać się, tak jak mówi poeta: „Trzeba z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe, a nie w uwiędłych laurów liść z uporem stroić głowę”. Po tych katastrofalnych powodziach w latach 1997 i 2010, które tak bardzo nas dotknęły, paradoksalnie gmina nasza wiele zyskała, ale to wymagało ogromu pracy, poświęceń i nieprzespanych nocy przeznaczonych na przygotowanie materiałów, wyliczeń, analiz i szacunków strat. Dzisiaj mogę powiedzieć, że to nam się naprawdę udało, że potrafiliśmy przekuć te kataklizmy w jakiś sukces infrastrukturalny. Oczywiście, nie można tego powiedzieć o stratach związanych z tym, co podczas tych powodzi przeżyła cała nasza społeczność. Ta trauma osadziła się w ludziach gdzieś głęboko i jest nie do oszacowania.
– Gmina Cisek nie jest najbogatsza, a tak wiele złego doświadczyła od natury…
– Jestem zadowolony z tego, co udało nam się osiągnąć, choć oczywiście chciałoby się więcej. Jest to normalne, ale musimy patrzeć realnie na nasze możliwości finansowe, nie należymy do najzamożniejszych gmin – w powiecie, województwie i w kraju i jesteśmy raczej na końcu. Przecież Cisek jest gminą typowo rolniczą i bez przemysłu. Gmina wcześniej nie miała żadnego obwałowania, dotykały ją powodzie, co powodowało, że żaden z inwestorów nie chciał tutaj lokować swojej firmy. A do tego mamy świetne gleby i opłaty za wyłączenie tych ziem z produkcji rolnej są horrendalne. Mam nadzieję, że w przyszłości te przepisy będą zmienione, bowiem jeśli chcemy, aby gmina się dobrze rozwijała, to poza rolnictwem powinna mieć jakiś przemysł. A dzisiaj w Cisku jest tylko eksploatacja kruszyw, co przynosi jakieś dochody, ale tych pieniędzy za wiele nie ma.
– Nie szkoda panu zostawiać urzędu?
– Pewnie, że będzie mi tego brakowało, ponieważ przepracowałem tutaj prawie 44 lata, ale kiedyś trzeba powiedzieć, że już wystarczy i dać szansę innym.
– Można powiedzieć, że odchodzi pan ze sceny niepokonany…
– …a w wyborach na wójta zawsze rywalizowałem z kontrkandydatem. Dobrze jest odchodzić w niezłej kondycji fizycznej i intelektualnej.
– Sprawowanie tej funkcji było też zapewne dla pana fajną i intrygującą przygodą w obcowaniu z ludźmi.
– Wspaniałą przygodą, podczas której poznałem wielu zacnych i mądrych ludzi! A poza tym zostawiam też za sobą owoce swojej pracy, to, co z moimi współpracownikami i radnymi wspólnie zrealizowaliśmy w sferze infrastrukturalnej. Jakiś swój odcisk rąk i serca, który w naszej gminie dzisiaj widać i pozostanie na lata.
– Dziękuję panu serdecznie w imieniu redakcji „Gminy Polskiej” za to, że mieliśmy zaszczyt i przyjemność promować gminę Cisek przez kilkanaście lat.
– Ja także dziękuję za współpracę całej waszej redakcji.
Rozmawiał Sławomir Grymin
Alojzy Parys
Urodził się w 1954 roku, żonaty, trójka dzieci. Wykształcenie średnie ogólnokształcące. Bezpartyjny. Pracę rozpoczął we wrześniu 1974 roku w Urzędzie Gminy w Cisku. Najpierw był referentem od wszystkiego, później kierownikiem referatu geodezji i gospodarki nieruchomościami, następnie sekretarzem gminy i wreszcie wójtem – od 1 lipca 1992. Motto życiowe: „Działać tak, aby być szczęśliwym”. Elegancki, dobrze ubrany, zazwyczaj uśmiechnięty, pełen optymizmu i szanujący ludzi. Nie mówi o ludziach źle, prawdziwy gentleman.