Wielka woda po raz kolejny oszczędziła wrocławskie zoo. Po raz kolejny również wrocławianie okazali się zgranym kolektywem.
Latem 1997 roku Wrocław nawiedziła największa od dziesięcioleci powódź. Przeszła zresztą do historii pod nazwą Powodzi Tysiąclecia. Wówczas zagrożone zalaniem było także wrocławskie zoo. Pracownicy i mieszkańcy dwadzieścia cztery godziny na dobę przez kilka dni umacniali wały, ewakuowali zwierzęta… Wszyscy zdawali sobie sprawę z ogromnego niebezpieczeństwa. Tym bardziej, że wiedzieli już, co stało się na przykład z ogrodem zoologicznym w Opolu. Tamtego roku chwilą szczególną była noc z 11 na 12 lipca. Zabrakło centymetrów, by woda przedarła się przez wały przy zoo. Udało się, wszyscy zwyciężyliśmy.
– Mieszkańcy Sępolna i Biskupina zdawali sobie sprawę, że jeśli puszczą wały przy zoo, ich osiedla też zostaną zalane. Dlatego wolontariusze tłumnie przychodzili z pomocą. Ocenialiśmy, że 10 tysięcy osób przyszło wówczas ratować nasze zoo – wspomina na stronie internetowej ogrodu Ewa Piasecka, starszy specjalista ds. współpracy z zagranicą.
Kiedy we wrześniu tego roku znowu południową i zachodnią Polskę nawiedziła wielka woda, wrocławski ogród zaapelował
o pomoc do mieszkańców. Konieczne było wypełnianie i układanie worków z piaskiem, by zabezpieczyć część ogrodu, która bezpośrednio przylega do wałów nadodrzańskich – to tak zwana stara część zoo (to tam w 1997 roku woda przesiąkała przez wały, nie wytrzymała kanalizacja burzowa). Jak mówią pracownicy, odzew, by pomóc w zabezpieczaniu ogrodu, był w tym roku ogromny, i to prawie natychmiastowy.
W mediach społecznościowych mogliśmy przeczytać wpis kierownictwa wrocławskiej placówki: „Dmuchamy na zimne! Cały czas monitorujemy i dokładnie sprawdzamy każdy centymetr naszego ogrodu. Omawiamy i przygotowujemy się na wszelkie scenariusze (oby żaden się nie spełnił). Nasz sztab kryzysowy pracuje na pełnych obrotach. Mamy zapas paliwa i wody. Przygotowujemy też worki z piaskiem. Nasze zwierzęta są bezpieczne. Bardzo dziękujemy za troskę i wszelkie wyrazy wsparcia”.
Sytuacja we wrocławskim ogrodzie, podobnie jak w wielu innych miejscach w Polsce podczas tegorocznej powodzi pokazała, że w chwilach zagrożenia znakomita większość z nas jest razem i gotowi jesteśmy nieść pomoc tam, gdzie nas potrzebują.
Zagrożenie powodziowe minęło. Warto zatem ponownie wybrać się do wrocławskiego ogrodu, by zobaczyć, co dzieje się tam jesienią. A dzieje się tam dużo i zawsze. Zresztą dotyczy to nie tylko wybiegów dla zwierząt czy wodnych zbiorników w Afrykarium. Kiedy przygotowujemy ten numer naszego miesięcznika do druku, trwają przygotowania do ósmego biegu charytatywnego Wild Run. To impreza, z której dochód przekazywany jest na ratunek zagrożonych gatunków zwierząt.
– W biegu Wild Run kluczowym elementem jest nie tylko sam udział w wydarzeniu, ale wzajemne wsparcie uczestników. Najważniejsze są dla nas zwierzęta, które nie tylko są bohaterami tej imprezy, ale także przypominają nam o odpowiedzialności, jaką mamy za ich dobrostan. Każdy krok, który stawiamy w tym biegu, zwraca naszą uwagę na potrzeby zwierząt – mówi pełniący obowiązki prezesa ogrodu zoologicznego we Wrocławiu Sergiusz Kmiecik.
Zebrane w tym roku fundusze zasilą ośrodki bezpośrednio zaangażowane w czynną ochronę zagrożonych gatunków w Azji. Jak powiedziała Marta Gondek, prezes Fundacji ZOO Wrocław – DODO, podczas siedmiu poprzednich edycji Wild Run zebrano ponad 320 tys. złotych.
O tym, jak wyglądał tegoroczny bieg postaramy się napisać w następnym numerze naszego miesięcznika.
(inzo)