czwartek, 25 kwietniaKrajowy Przegląd Samorządowy
Shadow

Krokodyla daj mi, luby

Jeden z najsłynniejszych cytatów w tradycji polskiego teatru zabrzmi w styczniu ze sceny (dokładnie – z Dużej Sceny) Wrocławskiego Teatru Komedia. Fredrowska „Zemsta” przygotowana przez zespół Komedii to nieczęste dziś przedstawienie, wierne akademickiej tradycji.

Oczywiście, nie ma nic złego w eksperymentowaniu z tekstami XIX-wiecznych dramatów nie ma, ale widz często oddycha z ulgą, gdy przyjdzie mu obcować z teatrem tradycyjnym, klasycznym, w klasycznym kostiumie i dekoracjach. Za takim teatrem się tęskni, na taki teatr czeka… Jest tylko jeden problem: taki teatr to dla reżysera i jego zespołu niełatwa bardzo sprawa! Ale wrocławskiej Komedii ta niełatwa sprawa bardzo dobrze się udała.

Przygotowany przede wszystkim dla młodzieży spektakl – bo „Zemsta” to przecież lektura szkolna! – tę niełatwą publiczność zmusza do burzliwych braw, co daje szansę na trwałe zarażenie młodych teatrem. A to wielka rzecz! Wrocławską „Zemstę” z aprobatą przyjął wybitny znawca Fredry, prof. Mieczysław Inglot, podobnie Towarzystwo Przyjaciół Ossolineum, co jest znakomitym prognostykiem na przyszłość – czekamy na pozostałe komedie wielkiego Fredry, a twórcy Teatru Komedia już o takim fredrowskim planie mówią.

– Duch Aleksandra Fredry unosił się nad nami przez cały czas powstawania naszego przedstawienia – twierdzą reżyserujący „Zemstę” Wojciech Dąbrowski i Paweł Okoński, a ja (dawna studentka znakomitego fredrologa, prof. Bogdana Zakrzewskiego) mam nadzieję, że duch ten będzie też unosił się nad kolejnymi fredrowskimi realizacjami Wrocławskiego Teatru Komedia, bo że takie realizacje będą, nie wątpię.

A na razie 26 stycznia zabrzmi ze sceny przy placu Teatralnym słynne: „Jeśli nie chcesz mojej zguby, krokodyla daj mi, luby!” i równie słynne: „Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba…”. Cytaty, które weszły do języka codziennego, co dla fragmentu XIX-wiecznego tekstu jest prawdziwie nowym życiem!

Cóż, jest też „Zemsta” genialnym pochyleniem się nad ludzkimi wadami… „Z czego się śmiejecie?” – pytał inny wielki komediopisarz, Mikołaj Gogol. „Z siebie samych się śmiejecie!” – odpowiadał. Ten śmiech to znak, że komediowy sceniczny obraz świata trafia gdzieś głęboko w dusze widzów.

Taki właśnie śmiech z siebie samych budzi też inna propozycja Komedii – Francisa Vebera „Kolacja dla głupca”. To opowieść o grupce panów z tzw. towarzystwa, którzy urządzają sobie kolacje, na które zapraszają mniej inteligentnych, ich zdaniem, przedstawicieli naszego społeczeństwa. Podczas wystawnego posiłku starają się obnażyć ich intelektualne niedostatki, śmieszne przyzwyczajenia, zabawny sposób mówienia itp. Kto przyprowadzi najgłupszego, wygrywa – tak w skrócie można opisać intencję tej dość dwuznacznej, delikatnie mówiąc, zabawy. Pewnego dnia jednak, w wyniku kilku nieprzewidzianych sytuacji, przedsięwzięcie wymyka się spod kontroli i zaczyna żyć swoim, bardzo interesującym, życiem… Bardzo to zabawna historia, ale czuć w niej tę leciutką gorycz, jakiej prawdziwie mądra komedia wymaga.

Anita Tyszkowska