piątek, 19 kwietniaKrajowy Przegląd Samorządowy
Shadow

Człowiek – szkodnik największy

Rozmowa z Radosławem Ratajszczakiem, prezesem zarządu ZOO Wrocław Sp. z o.o.

Przyznam się dzisiaj przed panem do zbrodni. Zalęgła mi się myszka domowa w mieszkaniu, a ja wysypałem trutkę i zwierzątko przeniosło się na łono mysiego Abrahama. Chyba spanikowałem i przestraszyłem się, że myszka sprowadzi rodzinę i kuzynów, a coś takiego przeżyłem już raz, gdy mieszkałem w Nowym Jorku i nie było to zbyt miłe. Dzisiaj mam kaca moralnego i dyskomfort, że tak okrutnie potraktowałem gryzonia. Cóż, człowiekowi – stworowi aroganckiemu – wydaje się, że jest na Ziemi najważniejszy i że może stanowić o tym, kto ma żyć, kto mu przeszkadza, a kogo można egoistycznie użyć dla jego człowieczego dobra. I to jest przerażające.

– Stało się tak już przed wiekami, kiedy człowiek zaczął się uniezależniać od wpływu środowiska. Kiedyś ludzi żyło tylu, ilu mogło się wyżywić na danym kawałku ziemi, bez uprawy roślin, hodowli zwierząt, medykamentów, domostw, ognia, ubrań itd. Nie było to wcale tak dawno, bowiem w skali geologicznej było to przed ułamkiem sekundy. Ale człowiek zaczął uniezależniać się od przyrody i rzeczywiście jest jedynym gatunkiem żyjącym na Ziemi, którego liczebność nie reguluje się naturalnie. Wszystkie pozostałe gatunki podlegają wpływowi środowiska i innym gatunkom zwierząt. Drapieżnik redukuje na przykład liczbę zwierząt kopytnych, ale jego samego też nie może być za dużo, ponieważ zje wszystkie kopytne i w końcu zginie. To samoregulacja środowiska i na przykład tygrys, aby się wyżywić w najlepszym środowisku – gdzie jest najwięcej potencjalnych ofiar – potrzebuje 10 km kw., a te żyjące na Syberii, gdzie zagęszczenie ofiar jest mniejsze, potrzebuje 160 km kw. Czyli na 1000 km kw. może się utrzymać 6,25 tygrysa.

A człowiek?

– Przez uprawianie wysokowydajnych roślin i monokultur, na których rośnie tylko jeden gatunek, np. pszenica, czy też przez intensywne hodowle bydła, uniezależnił się od środowiska naturalnego i jego populacja rośnie w tempie zastraszającym. A do tego hołdujemy tendencji zawłaszczania, traktując, że wszystko jest nasze. Jeśli ktoś wybuduje domek i zamieszka w nim kuna, to jest on nieszczęśliwy, bo kuna rozrabia i czasami coś uszkodzi. A miastowa kuna kamionka korzysta z tego, że wybudowaliśmy jej świetne środowisko i nasze domy są dla niej idealne. To samo jest na przykład ze stonką i innymi tzw. szkodnikami. Szkodniki myśmy stworzyli, bowiem w naturze ich nie ma, a jeśli gwałtownie wzrośnie liczebność jakiegoś gatunku, to automatycznie wzrośnie liczba drapieżników, które się nim żywią i równowaga wróci bardzo szybko.

Widać to na przykład na populacji sóweczki w Białowieży. Jeśli jest dużo norweskiego nornika, to i sóweczek wykluwa się więcej. Nornika jak na lekarstwo – sóweczek mniej.

– W nieurozmaiconych środowiskach jest to prosta zależność, a w skomplikowanych – takich jak rafy czy dżungla – to trochę bardziej złożone.

To ludzie oceniają, co nam przeszkadza, a szkodników nie lubimy.

– Przykładowo sadzimy wielkie pole ziemniaków i wchodzi na nie stonka, która jest u nas gatunkiem obcym. Myśmy ją tutaj przywlekli, ponieważ ona sama nie przyleciała, bowiem nie jest w stanie pokonać oceanu. Zatem zastawiamy jej ogromny stół, jakbyśmy ją do niego zapraszali i mamy pretensje, że ona z niego korzysta. A później używamy chemii, niszcząc przy okazji inne gatunki zwierząt. Działalność człowieka do pewnego momentu była dla Ziemi mało zauważalna, były wysepki, na których żyli ludzie, a teraz jest nas po prostu za dużo – ponad siedem miliardów. Rzadko który gatunek zwierząt może osiągać taką liczebność.

A sami zabijamy inne gatunki…

– …i jest to prawdziwa masakra. Obserwujemy na przykład dzisiaj ogromne nasilenie polowań dla kości słoniowej i rogów nosorożców.

Dlaczego?

– Dlatego, że dotychczas bardzo biedne społeczeństwa Wietnamu i Chin są teraz w stanie pozwolić sobie na więcej i kupują coraz chętniej tradycyjne tzw. środki medyczne, które są oczywista bzdurą i zwykłym hochsztaplerstwem.

Zabijamy rocznie miliony rekinów, ledwie udało się uratować płetwale błękitne i kaszaloty.

– Na razie się udało, ale na jak długo? Umieranie mórz i oceanów dopiero następuje i będzie się nasilać.

Piękne koty – lamparty, jaguary, oceloty serwale – też mają pod górę.

– Także z powodu pięknych futer, ale przede wszystkim dlatego, że coraz więcej terenów zajmowanych jest pod uprawy. Jeśli na przykład jaguar zagryzie owcę lub krowę, to staje się wrogiem publicznym numer jeden i zaraz jest zabijany. A to, że samochody na drogach w Brazylii zabijają ponad 100 tysięcy krów rocznie, to jest nieistotne. Ale to są nasze samochody, a jaguar jest nie nasz.

Na razie nie będzie w Polsce polowań na łosia.

– Dobrze, że pan podkreślił to „na razie”.

A jak ponownie mysz mi się zalęgnie…

– …najlepiej ją złapać w żywołapkę, później wywieźć i niech sobie żyje.

Rozmawiał Sławomir Grymin